|
Forum Karawany Forum turystyczne
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:04, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Kate - naprawdę nie wiem w czym był problem w knajpce - jak miałyście już w rękach menu.
No chyba że chodziło o bogactwo pozycji
A bransoletki śliczne Czy tajemnicą jest ich cena |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:47, 17 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Nuska, chodziło o to, ze nazwy nam niewiele mówiły
Jesli chodzi o ceny bransoletek to za moją dałam 300 zł, a Mamy 200 zł.
W tych samych cenach są właściwie u nas. Kolczyki u nas kosztowały koło 75 zł, a ten pierścionek 140 zł. Naprawdę robią wrażenie na ręce, są takie "bogate"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:12, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Kate - no tak się w sumie z tym menu domyślałam
A bransolety robią wrażenie już na fotkach |
|
Powrót do góry |
|
|
Jezozwierz Gość
|
Wysłany: Nie 5:20, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Widac, ze Panna Kasia to slomiany ogien. Wyrwala z opisami na poczatku, podpierajac sie przepisywaniem z przewodnikow i w trakcie pisania zapal i wigor jakos opadl. Z nauka jezyka tez nie wyszlo. No, jak jestes taka turystka jak Twoje pisanie to dziekuje bardzo. Nie musisz odpisywac, wiecej tu juz nie zajrze, bo nie ma po co
Saludos todos )) |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Nie 8:03, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Jezozwierzu Panna Kasia opisująć swoje wojaże przez jakiś czas bardzo nam uprzyjemniła szarość życia codziennego (przynajmniej ja tak to odczułem bo bardzo było mi miło powspominać Tunezję oraz dowiedzieć się czegoś nowego o kraju w którym nie byłem tzn. Libii).
Kasia to nie reporter z National Geografic i nie ma obowiązku pisania na zawołanie. Za powyższe Jej relacje bardzo jestem wdzięczny bo zwiedziłem wirtualnie Libię.
Jezozwierzu zamiast ucieczki może dałbyś jakiś przykład i napisał jakąś swoją relacje z ciekawego zakątka kraju lub świata. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:51, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Jeżozwierzu nie musisz zaglądać, Twój wybór. Płakać nie będę.
A zainteresowanym powiem, że niestety okres świąteczno-noworoczny to goście, sprzątanie, gotowanie itd a nie siedzenie przed kompem. Bynajmniej dla mnie. Dlatego ostatnie 2 dni opisze na pewno za tydzien w niedziele. I na pewno opisze również Syrię jak wrócę stamtąd w 2007 r. bo własnie wstępnie ten kraj mam w planach połączony z ukochaną Turcją oczywiście.
I dołączam się do prośby Darka K. - chetnie poczytałabym wspomnienia Jeżozwierza.
Saludos para todos
Prospero Ano Nuevo !
Wszystkim życzę szczęśliwego Nowego Roku i wspaniałych podróży a Jerzykowi mniej jadu w sobie bo to nie pomaga w kontaktach z ludźmi |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:47, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Kate - my wszystko rozumiemy i mamy w sobie wiecej cierpliwoći niż Jezozwierz, więc ciepliwie czekamy aż znajdziesz wolną chwilkę na wspominki i pisanie. Bo pzcież takie pisanie dla nas ma też być miłym wspomnieniem dla ciebie a nie obowiązkiem.
Szczęśliwego Nowego roku |
|
Powrót do góry |
|
|
gosc len Gość
|
Wysłany: Nie 16:46, 31 Gru 2006 Temat postu: bajka dla starszych dzieci ! |
|
|
Hola,
feliz año nuevo para todos !
p.s.
tutaj mam bajeczke dla starszych dzieci !
(moze ktos przetlumaczy na "dobry" polski)
[link widoczny dla zalogowanych]
suerte ! |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Nie 17:05, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Hola!!! Świetne zdjęcia!!!! |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:02, 07 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Tak więc doszłam do ostatniego już mojego dnia pobytu w Libii. Rano wstałyśmy na śniadanie i wystawiłyśmy swoje walizki na zewnątrz pokoju do zniesienia przez pracowników hotelu. Po śniadaniu jednak stały dalej. Ostatnie spojrzenie na pokój oraz na plażę i morze i schodzimy na dół do autokaru. W końcu chłopaki w tych rejonach świata mają czas więc pewnie kiedyś zniosą nasze bagaże do autokaru. Dodam, że jak przyjechałyśmy do hotelu była afera o to kto wnosi walizki do pokoi. W cenę naszych wstępów do obiektów napiwki są wliczone i ja nie mam zamiaru płacić za coś i później ustąpić i zrobić to sama. Najgorsze, że nie wszyscy ludzie są w tym konsekwentni jednak to już ich sprawa. My czekałyśmy długo na swoje walizki, ale nie będę ich dźwigać na 3 piętro, bez windy! Ten hotel to nie był taki zwykły hotel, to był kompleks kilku budynków 3 piętrowych, gdzie do pokoi wchodziło się z „otwartej klatki” na dworzu. Recepcja znajdowała się przy wjeździe na teren hotelu również w osobnym budynku. W pierwszy dzień faktycznie nasze walizki dotarły ostatnie, ale stałam przy nich i pilnowałam czy chłopaki je wezmą. Tak też postanowiłyśmy zrobić teraz.
Zeszłyśmy na parking koło recepcji i czekamy.....czekamy......czekamy.....na walizki i .....kierowcę. Za chwilę ludzie oczywiście zaczynają znosić swoje walizki bo ich cierpliwość się kończy. My siedzimy w recepcji. Okazuje się, że kierowca zaspał i przyjedzie za chwilę (jak długa jest chwila w tym kraju nie będę wspominać ). Właściwie dobrze, że sobie pospał bo i tak byśmy nie wyjechali bez bagaży. Okazuje się, że wnoszeniem i znoszeniem bagaży zajmuje się jakaś firma, ale ludzie ci nie dojechali do hotelu. Najpierw nasz Grzegorz pyta w recepcji czy mają telefon do tych ludzi. Facet w recepcji, taki wielki grubasek mówiący sam do siebie i wzywający co jakiś czas Allaha, ma gdzieś naszego małego Grzesia. Krzyknął na niego, powiedział coś po swojemu i dalej gadał do siebie i papierów. Grzesiek dzwoni do Agnieszki żeby ona wytłumaczyła może temu w recepcji w czym jest problem. Wiadomo, kobietę potraktował jeszcze gorzej, po prostu zaczął na nią wrzeszczeć i pokazywał jej drzwi i kazał się wynosić. Mówię Wam, rewelacja! Teraz Agnieszka dzwoni do jej libijskiego pilota Mohameda i wtedy dopiero jak swój ze swoim sobie pokrzyczeli to coś tam się zaczęło dziać. Przyjechali panowie, ale nie mieli już za wiele roboty. Zrobiło się jednak ię zamieszanie bo właśnie druga grupa zaczęła schodzić na śniadanie i wystawiać swoje walizki a oni brało jak leci. Trzeba było panom wręczyć numery pokoi spod których mają przynieść bagaże. I tak minęło nam prawie dwie godziny. Mieliśmy wyjechać wcześniej żeby dwa autokary nie stały razem na granicy, co wydłuża czas postoju drugiej grupy, a wyjechaliśmy dosłownie „chwilę” wcześniej. No cóż....ramadan etc.
Dodam jeszcze, że niesamowicie na rękę było mi to opóźnienie ze względu na odzywające się w moim brzuchu wczorajsze pyszne jedzonko. No nic, bywa i tak. To pewnie „zemsta Kaddafiego”
Zupełnie nie wyobrażam sobie sytuacji gdybym miała jechać normalnie o godz. 8:00 jak było zaplanowane. Naszym znajomym oczywiście nic się nie działo bo jak później się okazało mieli cały czas zapasy alkoholu. My wyszłyśmy z założenia, że skoro jest prohibicja to nie będziemy się wychylać. Jak sobie pomyślałam, że mogliby np. na granicy wybiórczo sprawdzać nasze bagaże i padłoby na mnie bo mam tam alkohol to chyba bym od razu zawału dostała. Wiem, że były takie sytuacje w pierwszych grupach na początku sezonu i dlatego autokary stały też tyle godzin na granicy.
Chociaż nie jest powiedziane, że alkohol by mi pomógł. W Egipcie mimo wypitych hektolitrów kroplówka mnie nie ominęła niestety. Mimo wszystko zjadałabym tamto jeszcze raz bo było pyszne.
Wyjechaliśmy koło 10-10:30 a na granicy byliśmy koło 12. Zatrzymaliśmy się jeszcze na dosłownie 15 min w sklepach żeby zrobić ostatnie zakupy. Kupiłyśmy sobie pyszne soczki z całymi owocami i jakieś czekoladki i ciasteczka na drogę. Nie zapomnę pewnej pani, która siedziała koło nasz w autokarze i chciała kupić kawę. Zaczepiła więc takiego chłopaka w sklepie i mu tłumaczy (po polsku)
Pani: - „KAWĘ CHCĘ, KAA-WĘ”
Chłopak : - aaa coffee ! yes!
Po czym przynosi jej opakowanie kawy, a pani zdegustowana:
- nieeee, nie taką W ZIA-REN-KACH , rysując na ręce małe kółeczka.
No myślałam, że pęknę ze śmiechu. Pani wyglądała komicznie ze swoją poważną miną. Myślała, że jak mu powie WY-RAŹ-NIE to on zrozumie.
Na granicy stoimy koło 1,5 godziny, w tym czasie też wymieniamy z powrotem u koników (już nie przy niebieskich stoliczkach) dinary libijskie na tunezyjskie. Ja za wiele już ich nie mam, zostawiam sobie kilka banknotów na pamiątkę – tzn. bardziej dla Taty bo zbiera monety i banknoty. Koło godziny 17 zatrzymujemy się w Medenine żeby zobaczyć ksary.
Ksary to niegdyś budowle obronne, później przekształcone w spichlerze do przechowywania żywności. Na mnie nie robi to wrażenia. Dolne pomieszczenia to teraz sklepy w kótrych jest wszystko i nic. My nie kupujemy nic, ale wejść przecież nie zaszkodzi. Zapytałyśmy ładnie o cenę bluzeczki, pan powiedział oczywiście price jak za bluzkę co najmniej Prady, więc wychodzimy obrażone, on wykrzykuje swoje kolejne propozycje, ale właściwie to i tak nic nie chcemy i się nie odzywamy - wtedy słyszymy ** Poland lub coś w tym brzmieniu. Srebro mają tam w takich cenach, że nawet dziecko by nie uwierzyło, że to może być srebro.
Tak wyglądają ksary:
Wracamy do tego samego hotelu w Matmacie, w którym nocowałyśmy przed wyjazdem do Libii. Na kolację znowu dostajemy wydzielone porcje, ale jest prawdziwe piwo! Czekałyśmy na drugi autokar bo byłyśmy ciekawe ile stali na granicy. Ja w końcu zrezygnowałam bo źle się czułam i było mi nieco zimno. Przyjechali koło 12 w nocy bo na granicy zepsuł się jedyny tunezyjski skaner do zrobienia pięknych obrazków w paszporcie.
Tak więc jutro ostatni już dzień pobytu w Tunezji i później już lotnisko i czekające tam na nas nerwy.
Postaram się skończyć w tym tygodniu, pozdrawiam, Kasia |
|
Powrót do góry |
|
|
gosc leonardito Gość
|
Wysłany: Pon 0:52, 08 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Hola Kasiu,
Great photos, Great page, Great stories !
Pero esperamos ....
zdjecia Kasi na wielbladzie ???
leonardito |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:10, 08 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Leonardito jeśli bardzo chcesz to napisz na maila. Masz go pod nickiem na "wakacjach" , tutaj chyba też |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:27, 09 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Kate - już mi smutno że zbliza sie koniec:(
A goscinna bajeczka dla starszych dzieci też mi się bardzo podobała |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:29, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Z Matmaty kierujemy się w stronę Sousse i dalej do Portu El Kantoui gdzie mamy nocleg w tym samym hotelu co przed wyjazdem. Dostałyśmy inny pokój od strony podwórka, mniejszy niż ostatnio, ale całe szczęście to tylko jedna noc. W końcu znowu się najadłyśmy wszystkich pyszności. Po kolacji postanawiamy jeszcze raz skoczyć do centrum Sousse na zakupy. Właściwie nie kupujemy już nic większego oprócz kilku pierdółek. Taksówkarz wyrzucił nas niedaleko hotelu, ale my do niego wcale nie idziemy. Wcześniej umówiłyśmy się z naszymi znajomymi z drugiego autokaru w fajnej knajpce meksykańskiej, którą wypatrzyłyśmy idąc na plażę. Nasi znajomi już siedzą i pija piwko, leci meksykańska muzyka. Latino lovers się kręcą i jest przyjemnie. Właściciel jest pół Meksykaniniem (od mamy) i pół Tunezyjczykiem (od taty). Nawet nie wiem co miał tam do jedzenia, bo po obfitej kolacji już na nic nie mamy ochoty. Pijemy kilka piwek i idziemy do hotelu....na jeszcze jedno. Spotkałyśmy naszego Grzegorza, którego pytamy czy jutro dostaniemy jakieś pokoje na bagaże w związku z tym, że wykwaterowanie jest do 12 a wyjazd mamy chyba o 15. Grześ zapewnia nas, że na pewno będzie taki pokój.
Rano po śniadaniu jedziemy znowu do Sousse na ostatni spacer. Wracamy do pokoju i pakujemy się. Boni postanawia, że pójdzie się jeszcze poopalać bo dowiedziałyśmy się, że ten hotel razem z drugim obok mają wspólny basen. Zeszłyśmy z bagażami na dół do lobby a tam już prawie cała grupa. Siedzą, piją i oglądają polską tv. Niestety nie ma pokoju i bagaże chowamy do recepcji. Boni idzie łapać słońce a ja zostaję ze „starszyzną” czyli z kilkoma sympatycznymi osobami z naszego autokaru – Panią Olą z Panem Heniem, i Asia z Jackiem. Wszyscy jesteśmy z Trójmiasta Pijemy piwko a panowie dodatkowo grają w karty.
W pewnym momencie podchodzi do mnie pani z naszej grupy i pyta czy znam angielski. Mówię, że tak. Prowadzi mnie do jakiejś kobiety, która siedzi bardzo zdenerwowana. Jest Rosjanką z Moskwy. Okazuje się, że przywiózł ją pilot z jej biura, wysadził przed hotel i pojechał dalej. Jednak dziewczyna z recepcji nie może jej zakwaterować bo jej biuro nie zapłaciło za jej pobyt. Jak jej to wszystko przetłumaczyłam (oczywiście mówiłam do niej po polsku to co powiedziała mi dziewczyna z hotelu) to się kobieta rozpłakała. Naprawdę jej współczułam. Dziewczyna chce od niej nr do jej pilota żeby się z nim skontaktować, zapewnia ją też, że zakwateruje ją, ale najpierw musi rozdzielić pokoje dla grupy na którą czeka. Wiem, ze ta dziewczyna z recepcji skontaktowała się z tym pilotem i poszła z tą babką gdzieś na niego czekać bo miał wracać autokarem jak porozwozi ludzi do hoteli. Nie wiem jak potoczyły się jej losy, ale początek 2 tygodniowego urlopu nie zaczął się jej przyjemnie i tak jak by tego chciała. Podróżowanie w pojedynkę i bez znajomości języka może być naprawdę stresujące.
Boni przyszła po jakimś czasie, przebrała się i poszłyśmy do baru po drugiej stronie ulicy. Bar zasłonięty jakimiś ogromnymi papierami, ale w środku bardzo europejsko. Jak było tam widać nie wszyscy muzułmanie przestrzegają ramadanu. Siedziało kilku i jedli aż im się uszy trzęsły. My zjadłyśmy też coś dobrego i dalej idziemy koczować do hotelu. W końcu przyjeżdża autokar i jedziemy do Tunisu. Wyjechaliśmy dość wcześnie, lot miałyśmy dopiero o 21 a na miejscu byłyśmy chyba ok. 17:30 bo o 19 był lot do Poznania. Odprawiamy bagaże i idziemy do góry na kawkę. Mamy też pieniądze do wymiany bo zostało nam kilka dinarów tunezyjskich. Dodam, że to bardzo dziwne bo zazwyczaj wracamy dosłownie z kilkoma centami. Najpierw pijemy sobie beztrosko colę i postanawiamy iść do kantoru, których na lotnisku jest pełno (ok. 8 nawet o ile pamiętam) jeden koło drugiego. Teraz dopiero widzimy, że wszystkie są zamknięte! W dwóch ostatnich coś się dzieje. W jednym pan liczy pieniądze a z drugiego wychyla się pani i mówi, że mamy poczekać – „moment”. ......ten moment trwa jednak trochę długo, po jakimś czasie pani wychodzi jakby nigdy nic z jakimiś kubkami i sobie idzie w siną dal. Pytamy pana co mamy robić a ten mówi, że mamy iść na dół. Idziemy na dół – zamknięte, ani żywej duszy. Wracamy do góry, i natykamy się na panią, która niesie furę jedzenia – teraz dopiero po raz kolejny dochodzi do nas słowo „RAMADAN” ! Bożena pyta ją ile czasu to potrwa a ona ze stoickim spokojem : Nie wiem, może 15 minut może 30 , nie wiem. Wtedy już miałam dość. Po prostu szłam i przeklinałam pod nosem. Postanowiłyśmy czekać na dole. 5 minut, 10, 20, 30 .....w tym czasie miałam wyzwanych pod nosem wszystkich przechodzących koło mnie pracowników lotniska. To taka moja zła przypadłość, ze jak już jestem zła to klnę jak szewc. Patrzyli na mnie i chyba było widać, że jestem zła, bo nawet nikt nic nie chciał do nas zagadać ani nic sprzedać. Po 40 minutach, maksymalnie wkurzone (bo chciałyśmy zrobić jeszcze zakupy na wolnocłowym) przysięgamy sobie, że już nigdy ani to przenigdy nie przyjedziemy do tego kraju leniwców i nierobów. Ja zaczynam walić pięścią w szybę bo myślałam, że może siedzi tam w kanciapie jakiś dupek umorusany harissą , ale nic się nie działo. W końcu idzie jakiś laluś pod krawatem, spacerkiem..., z pełnym brzuchem....Powiedziałam mu wszystko co myślę o Tunezyjczykach o ich lenistwie i podejściu do turystów, on do mnie że przecież jest ramadan i musiał zjeść! Boshe – gdyby nie był za tą szybą to chyba bym mu potargała tą koszulę za to słowo. Po prostu to już był szczyt dla mnie. Wymieniłyśmy kasę i biegniemy do góry, tam ostatnie bramki i znowu zakupy........... He he he nie ma lekko, przecież wieczerza jeszcze trwa! Wszyscy siedzą wkurzeni w korytarzu naokoło którego widać tylko pościągane rolety zewnętrzne ze sklepów. Normalnie śmiech mnie ogarnął. Każdy naprawdę zarzeka się tak jak my : pierwszy i ostatni raz ! Pan Heniu wypominał Pani Oli cały czas, że zachciało się jej Libii i Tunezji a on chciał przecież Jordanie i Izrael J
Sklepy otworzyli dosłownie na 15 min przed otwarciem naszej bramki. No nic. Łapiemy to co miałyśmy kupić choć nie jest łatwo wybierać w pośpiechu. Stoimy w kolejce, ale panu w kasie najwyraźniej się nie spieszy. Obsługiwał kogoś przede mną i cały czas po coś się schylał do podłogi. Jak przyszła kolej na mnie a czas nas gonił a on dalej siedział pod krzesłem to mu powiedziałam, że zaraz lecimy i czy mógłby się pospieszyć, on na to podnosi z podłogi – śrubkę! – i mówi, że tak owszem. Normalnie mnie pozbawił w tym momencie języka, jak zobaczyłam co ma w ręku i czego tam tak namiętnie szukał przez 10 minut. Po czym zamiast zacząć kasować Bożenę zaczął tą śrubkę wkręcać w taki plastik przy kasie! No powiedzcie mi, jak można mieć do nich cierpliwość???? W każdym razie pan pewnie miał jakiś przeciek, że wylot samolotu się spóźni i dlatego się nie spieszył. Przed wylotem spróbowaliśmy jeszcze kupioną przez Boni wódeczkę tunezyjską Boukha, z zakrętki oczywiście, po góralsku, wszyscy z jednej Całe szczęście, że jej nie kupiłam bo smakowała gorzej jak bimber. Za to pan Heniu prosił o dolewkę bo podobno smaku nie mógł złapać J J
Cola:
i kawałek lotniska w Tunisie:
[link widoczny dla zalogowanych]
W końcu doczekaliśmy się naszego samolotu. Miejsca miałyśmy przy środkowych drzwiach awaryjnych (bynajmniej był luz) i siedziałyśmy z tunezyjskich bodyguardem z samolotu. Wciąż jednak niezadowolone z zakupów wybrałyśmy sobie jeszcze coś z gazetki w samolocie. Podałyśmy stewardesie a ona przyszła po chwili i powiedziała z uśmiechem na ustach, że NIC z tych pozycji nie ma. No comments!
Nareszcie jesteśmy nad Gdańskiem, hurra! .................Tylko dlaczego jakoś dziwnie krążymy nad lotniskiem? Podobno jest mgła i samolot nie może wylądować. My po 7 okrążeniach już wiemy, że na pewno będziemy lądować w Warszawie. Nie wiem po co tracił tyle czasu na to latanie nad Gdańskiem. Wiadomo, że mgła się nie rozpłynie w ciągu godziny. Najpierw stewardesy coś zaczęły mówić, że wylądujemy w Bydgoszczy, później, że w Warszawie. Z Warszawy pierwszy pociąg mamy koło 5 rano bo ostatni przed 24 już odjechał. A z Bydgoszczy to w ogóle nie mam pojęcia. Same nie wiemy co robić. Pilot siedzi cicho. Ludzie się denerwują bo przecież ktoś na nich czeka, jedna pani to nawet wysłała syna już do Bydgoszczy. Niby nie można używać komórek ale zastanawiamy się czy nie zadzwonić do pracy i się nie zapytać czy w Wawie i Bydgoszczy lądują samoloty. Pilot jednak przekazuje informacje, że leci do Warszawy. Teraz martwimy się czy będą jakieś autokary. Niestety jesteśmy ubrane lekko, co prawda w dżinsach, ale lekkie kurteczki na sobie i t-shirty. Trochę głupio będziemy wyglądać na dworcu i w pociągu bo pogoda jest brzydka i tylko koło 5 C.
Lądujemy i okazuje się, że będą jednak autokary. Uffff.... tylko kiedy? Znowu czekamy na lotnisku. Tym razem z bagażem. Zamieniamy się jednak ze znajomymi (tymi od jedzenia w Trypolisie), najpierw oni idą do góry na kawę a później my. Zostawiłyśmy im bagaż i poszłyśmy do góry. Kawa nie była dobra, tym bardziej za tyle kasy, dziewczyna powinna była się bardziej postarać. Boni nie skończyła piwa i wpada do cafe Pan Heniu i krzyczy, że jest autokar i mamy pędzić na dół. Schodzimy a tam już nasze bagaże pod drzwiami stoją (Asia z Jackiem nam je przytargali) i dopiero wtedy widzimy naszą koleżankę (która to miała tych bagaży pilnować), jak niby idzie do nas nam powiedzieć, ze jest autokar. Najpierw nie zwracamy na to uwagi, bo jest za duże zamieszanie. Podobno jest na razie 1 autobus a drugi nie wiadomo kiedy będzie.
W każdym razie plan jest taki, że Boni i Pani Ola wsiadają szybko do autobusu i zajmują miejsca, ja z Asią pilnujemy bagaży, a Panowie wkładają szybko walizki do bagażnika. Dosłownie w oka mgnieniu bagaże mamy zapakowane. Boni zajeła miejsca dla naszych „znajomych” ale oni nie pomyśleli o nas choć wcześniej o tym rozmawialiśmy. Mamy w takim razie 4 miejsca więcej. Postanawiamy w takim razie zawołać taką starszą Panią, która była z wnuczką. Boni po nią leci i tu nagle......odzywa się przez mikrofon kierowca i mówi: Proszę Państwa, proszę wysiąść bo ja nie przyjechałem po Was. Normalnie powalił mnie z nóg. Jednak nikt nie ma zamiaru wysiadać. Kierowca po chwili mówi, że przyjechał po ludzi z Londynu i jedzie na drugi terminal. Nie pozwala już wsiąść tej starszej Pani z wnuczką a na terminalu z Londynu stały zaledwie 4 osoby, z przodu były jeszcze 4 miejsca wolne więc mógł się wrócić. No cóż. O 1.30 opuszczamy lotnisko i jedziemy do Gdańska.
Rano następna afera: gdzie ma nas wysadzić, na lotnisku czy na dworcu w Gdańsku. Tyle ile ludzi tyle opcji. Kierowca w końcu postanawia, że wysadzi nas na dworcu. Nie będę już opowiadać ze szczegółami co tam się działo, powiem tylko, ze „mohery” mnie wkurzyły, doszło nawet prawie do rękoczynów między niektórymi panami. Ja wysłałam chyba z 5 smsów i co chwile podawałam inną opcję gdzie mój Tato ma nas odebrać. O 7.30 jesteśmy w Gdańsku, za chwilę mój Tata po nas przyjeżdża i o 9.30 jestem w końcu w domu. Na dworzu mroźno ale słonecznie. Widać na tle rodzinki moją opaleniznę Łóżeczko już mama mi zrobiła.....i spać.
Prawdopodobnie ludzie, którzy czekali na Rębiechowie na lot do Tunisu czekali właśnie na nasze dwa autokary, wtedy do Warszawy i stamtąd do Tunisu. Wiem, bo naszej koleżanki z pracy siostra akurat leciała tego dnia. Także miałyśmy szczęście, że się załapałyśmy na pierwszy rzut.
To by było na tyle mojej opowieści. Wiem, że zarzekałam się z tą Tunezją a jednak rozważam ją na następną objazdówkę bo połączona jest z Algierią, a to też kraj, w którym nie ma jeszcze za wielu turystów i który chciałabym zobaczyć. Jakoś przeżyję ten tydzień i może jeszcze ładną torebkę przywiozę Najpierw jednak Syria i Turcja, już 9.05
Pozdrawiam, Kasia |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:26, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
No trzeba przyznać, że i podczas powrotu atrakcji wam nie zabrakło
Mam nadzieję, że już w maju będziemy mogli poznać Syrię widzianą twoimi oczami. |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:26, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
zapomniałam napisać
DZIĘKUJĘ I POZDRAWIAM |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Nie 4:31, 14 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Kate dziękuję za pokazanie Tunezji wraz z Libią no i czekam na dalsze wspaniałe opowieści z następnych podróży. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:33, 14 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Proszę bardzo
Polecam się na przyszłość. Mam nadzieję, że Syrię uda mi się napisać w mniejszym odstępie czasu. |
|
Powrót do góry |
|
|
leonardito Nowy na forum Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:15, 14 Sty 2007 Temat postu: Kasia w piaskownicy ....na wielbladzie |
|
|
Czesc Kasiu,
esperando que estes muy bien,
y me alegro que hayas disfrutado.
jak z powyzszego Twego opisu widac to:
"podroze ksztalcą ......"
.
dziekuję za wspaniale zdjęcie !
ese lugar es en ............???????????
teraz będę się staral znalezc ...."kto, gdzie, kiedy, ?"...
i zdobyc trofeum !
.
dam znac jak znajdę szczęśliwe rozwiązanie (miejsce),
a moze pomoc przyjdzie w miedzy czasie ?
.
Un besito ,
leonardito |
|
Powrót do góry |
|
|
delicja Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1237 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:13, 15 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Ale miałaś atrakcji Kate! Ważne że dobrze się skonczyły.. Dziękujemy za opowieść i czekamy na następną! |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|