Forum Forum Karawany Strona Główna Forum Karawany
Forum turystyczne
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Chicago - sierpień/wrzesień 2009r.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Stany Zjednoczone Ameryki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:55, 17 Kwi 2010    Temat postu: Chicago - sierpień/wrzesień 2009r.

Najpierw spróbuję wkleic zdjęcie zanim cos napiszę Smile

[link widoczny dla zalogowanych]

TO jeden z moich ulubionych sklepów jakby co Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:55, 17 Kwi 2010    Temat postu:

Wow! Udało się!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:51, 17 Kwi 2010    Temat postu:

Chicago – kojarzone przede wszystkim z Alem Capone, wiatrem, srogą zimą i największym skupiskiem Polaków na obczyźnie. Marzyło mi się od dawna, ale zawsze coś wypadło, zawsze było gdzieś bliżej no i nie trzeba było martwić się o wizę. Jak się okazało, wiza to kilka minut rozmowy i można bukować bilet. Później jeszcze tylko 5 miesięcy wyczekiwania i dalszych obaw. A czy mnie wpuszczą do USA a czy bagaż za mną doleci, czy dam radę i nie zgubię się na lotnisku we Frankfurcie, czy mnie nie okradną (bo z natury roztrzepana jestem, ale o tym dalej nie raz przeczytacie Wink ) . Dzisiaj już o niektórych rzeczach mogę mówić z uśmiechem na twarzy, ale w danej sytuacji nie było aż tak różowo. Chciałabym od razu podziękować na wstępie za wszelkie rady, dodawanie otuchy i załatwienie wielu spraw (w tym pomoc ogromna w kupieniu biletu na expedii), papierków, rozwiewanie obaw - Koledze Mojito z forum gazety o Mexico. Gdyby nie Jego optymizm i dawanie wiary, ze się uda to nie byłoby mnie ani w Stanach ani w Meksyku tym bardziej. DZIĘKUJĘ MOJITO!
A skąd myśl o Meksyku? To moje marzenie od lat. Wymyśliłam sobie, ze skoro uda mi się jechac do Stanów to może uda się też zobaczyć Chichen Itza. Znowu tysiąc pytań do Mojito, dwa tysiące obaw, ale kupiłam kolejny bilet, zrobiłam rozeznanie i też się udało.

Zacznijmy od początku.......
5 miesięcy czekania od dostania wizy na wymarzony urlop zleciało jak nigdy. Wydawało mi się, ze nie powinno mnie nic ździwić i nic zaskoczyć po drodze Wink Swoją podróż zaczęłam wcześnie rano. O 8: 15 miałam lot do Frankfurtu, tam dwie godziny na przesiadkę i dalej ok. 8 h i mam być na miejscu. Nie wiem do dzisiaj gdzie i jak przeczytałam na stronie Lufthansy, że mogę mieć bagaż 2x23 kg lub jeden 32. Nie wiem! Miałam zamiar kupić sobie nową walizkę na miejscu więc stąd wzięłam tylko 1 i mały bagaż podręczny (bo ten też planowałam zakupić większy Wink ) W domu zważyłam walizę i wyszło 28 więc spokojnie pojechałam na lotnisko. Na odprawie Pani wprawiła mnie w osłupienie jak powiedziała, ze mam nadbagaż. Jak to? Przecież mogę mieć 32. Ech! .........Podpowiedziała mi, ze mogę dokupić w kiosku mała torbę i się przepakować. Niestety moja podręczna już nic by nie zmieściła. Tak więc pierwsze schody pokonane. Obawiałam się o mój bagaz bo w srodku nie mialam duzo, ale za to ciężkie rzeczy więc trochę się tam „kotłowało” i nie wiedziałam co zastanę na miejscu.

Lot do Frankfurtu zleciał bardzo szybko, wysiadłam z rękawa i weszłam prosto na monitor z rozkładem lotów. Zaczęłam szukać mojej bramki, przeszłam pól lotniska i nic. Pytałam na stanowiskach Lufthansy to Panie mowily „ to jest tam” i pokazywały ręką w którą stronę mam iśc. Chodziłam tak chyba z godzinę w tą i z powrotem. Patrzyłam na mapy i rozkłady i nikt mi nie powiedział, ze jestem nie na tym piętrze, dopiero jak powiedziałam jednej babce z informacji żeby mi w systemie sprawdziła gdzie ja mam iść to mi powiedziała po kilku kliknięciach. Efekt był taki, że jak znalazłam bramkę to zdążyłam iśc tylko do toalety i się ogarnąć, wyszłam i zaraz wchodziłam na pokład.
Miejsce miałam wybrane (przez Mojito) przy przejściu i niedaleko toalety. Samolot był ogromny, siedzenia w systemie 2+5+2 . Można było oglądać sobie filmy, słuchać muzyki (za darmo słuchawki) i obserwować gdzie aktualnie się znajdujemy i ile zostało jeszcze do końca lotu. Jedzenia dawali tyle, że nie byłam w ogóle głodna. Najpierw przekąski, pozniej obiad, napoje, napoje, przekąski itd. Trochę pochodziłam, postałam, pospałam i poczytałam książkę i 8 godzin zleciało. Leciałam w ciągu dnia i mimo, ze o 6 rano wstałam w domu, to po tylu godzinach podróży w Chicago wylądowałam o 15.00 i znowu miałam cały dzień do przeżycia Wink
Wyszłam z rękawa i do bagaży szłam...UWAGA! dobre 10 minut. Korytarz nie miał końca. W samolocie trzeba było wypełnić formularz I-94 i oddać go celnikowi. Odstałam swoje w kolejce, kilka pytań do kogo, po co, na jak długo i czy mam bilet powrotny i Pan dał mi wizę na 6 miesięcy. Yuppie!!!! Jestem w CHICAGO!!!! Ye ye ye Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy
Moja przyjaciółka była tak przejęta wypatrywaniem mnie, że mnie nie zauważyła, ale w końcu łzom nie było końca. Spotkanie po 13 latach się spełniło. Niesamowite. Nic się nie zmieniłyśmy Wink Wciąż tak samo rozmawiamy. Wiadomo, że przez telefon inaczej się rozmwia a inaczej jest widzieć się po tylu latach i mieć wciąż tematy do rozmów.

Matko! Ile tutaj samochodów, pasów! Jakie dziwne ulice.

[link widoczny dla zalogowanych]

Większość szara, z płyt betonowych, bez asfaltu. Za jakiś czas coraz więcej widać szyldów po polsku: fryzjer, elektryk, doktor, stomatolog. Górale mają na samochodach naklejki Janosika J Ja wysłałam im teraz nasze gdyńskie rybki żeby też był akcent z Trójmiasta Wink Szykowała się wieczorna imprezka w jakimś klubie więc zostawiam walizy i lecimy do sklepu. Najpierw spożywczy. Wszystko polskie, od majonezu Winiary, ketchupu Pudliszki, po polskie Danio, pierniczki, mąkę, ryż, Nałęczowiankę, i chleb góralski, no WSZYSTKO było polskie. Jak w naszych delikatesach. Cenowo wcale nie tak źle to wychodziło. Gorzej z kosmetykami, tutaj ceny były dwukrotnie większe, szczególnie kremy, firma Nivea czy kremy apteczne typu Vichy. To samo z gazetami, ceny za kolorowe tygodniki to kilka dolarów. Oczywiście obsługa jak najbardziej polska. W piekarni, cukierni, obuwniczym, agd, knajpie wszędzie można mówic po polsku. Wieczorem idziemy do klubu (polskiego! a jakże ) najpierw polski bramkarz sprawdza mi paszport. Nie ma odstępstw. Nie wpuszczają nikogo poniżej 21 roku zycia i to mi się podobało. Gdybym nie wzięła paszportu to by mnie nie wpuścili choćby nie wiem co.

Kilka następnych dni spędzam na zakupach bo przyjechalam po wiele przeróżnych rzeczy, które dopiero jak widziałam to wiedziałam, że to własnie po nie Very Happy Hi hi ...
Ogólnie mi się podoba choć wiele rzeczy widzę o raz pierwszy. Do banku podjeżdża się jak do Mc Donalda, płacisz w okienku u Pani lub również nie wysiadając z samochodu w stanowisku samoobsługowym wkładając kartę i wciskając piny, kwoty itp. płacimy za rachunki. Wszedzie jest daleko, jedzie się po 20-40 min. Na każdej przecznicy i skrzyżowaniu światła. Mało widziałam wariatów jeżdżących szybko, ale jak tu się rozpędzać jak zaraz kolejne światła. Po dwóch stronach drogi pełno fast foodów Dunkin’ Donuts, Starbucks, White Castle, Wendy’s. Taco Bell, Subway, Wetzel’s Pretzels (pyyycha) i inne. Wszyscy gdzieś pędzą, na nic nie ma czasu. Wychodziłyśmy z domu koło południa i wracałyśmy koło 22. Nie wiem kiedy ten czas leciał. Dodam, że towarzyszyły nam prawie zawsze dzieci (2 i 3 latka) i dzielnie znosiły zakupy cioci Kasi Very Happy

W końcu któregoś dnia jedziemy do Downtown. Chciałam zobaczyć kilka rzeczy i niektóre mi się udało „zaliczyć” a niektóre zostawiłam na następny raz Wink Chciałam przejechać się chicagowską kolejką bo jestem fanką serialu „Ostry dyżur” a tam bardzo często jest ona pokazywana.
Dworzec Pulaski na którym wsiadałam wyglądał dość nowocześnie w porównaniu do innych stacji w Chicago. Jadąc tak sobie i obserwując ludzi patrzę, a tu stacja Van Buren! Ta sama na której w filmie Ocean’s Eleven wysiadał Matt Damon! WOW!!

[link widoczny dla zalogowanych]
Mówię też do koleżanki, że chciałabym zrobić sobie zdjęcie przy słynnym czerwonym neonie CHICAGO. Ona chwilę nie kojarzy a ja nagle podskakuję i przez okno widzę ten napis! To ten!!!! Dobrze, że wtedy go widziałam bo jednak tam nie dotarłyśmy, ale może następnym razem? Wink
W każdym razie powiem Wam, że byłam strasznie podekscytowana całym centrum. Jak już zobaczyłam te drapacze, pełne, szerokie ulice, tłumy ludzi różnych narodowości, co drugi z kawą, to nie mogłam uwierzyć, ze jestem właśnie tam. Jak nigdy było mi tak gorąco, że nie mogłam ochłonąć.
Byłam tam już po południu kiedy słońce prawie zachodziło za budynkami i zdjęcia są raczej szare, ale myślę, ze coś Wam się spodoba.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

kolejka chicagowska nad ulicami miasta:
[link widoczny dla zalogowanych]

Okolice Parku Millennium:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Biblioteka :
[link widoczny dla zalogowanych]

Główna ulica w downtown – Michigan Ave zwana również Magnificent Mile

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Budynek firmy Carbid and Carbon w którym oprócz biur znajduje się również hotel Hard Rock. Pokryty jest czarnym wypolerowanym granitem, a jego górne części ozdobione są ornamentami ze złotych liści.

[link widoczny dla zalogowanych]

rzeka Chicago:
[link widoczny dla zalogowanych]

budynek firmy Wrigley na Magnificent Mile:
[link widoczny dla zalogowanych]

na przeciwko Wrigleya znajduje się siedziba Chicago Tribune:
[link widoczny dla zalogowanych]

Postaci z obrazu Granta Wooda „American Gothic”. Obraz znajduje się w Art. Institute of Chicago. Pomnik nosi nazwę God bless America (Boże, pobłogosław Amerykę) i powstał w 2008 r. a w tym roku w lutym została już usunięta i prawdopodobnie ma się pojawić tam inne podobne dzieło sztuki
[link widoczny dla zalogowanych]

tu złapałam jedną panią doktor – pewnie z Ostrego dyżuru albo Chirurgów Wink
[link widoczny dla zalogowanych]

tak kupuje się gazety w Wietrznym Mieście
[link widoczny dla zalogowanych]

Water Tower 1869 r. (Wieża ciśnień), jako jeden z nielicznych budynków przetrwał wielki pożar w Chicago w 1871 r.
[link widoczny dla zalogowanych]

Spacer trwał dość długo i zakończył się widokiem na oświetloną rzekę Chicago:

[link widoczny dla zalogowanych]

Mogę powiedzieć i potwierdzić to co zawsze mówię : uwielbiam ogromne miasta z ludzmi, pieknymi budynkami, swiatłami, samochodami, pędzącym tłumem gdzieś tam, skądś tam. Chciałabym mieszkać w takim miejscu....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duch
.
.



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 1660
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 4:14, 18 Kwi 2010    Temat postu:

Fajnie opisujesz. Gdy się czyta czuć Twoją wewnętrzną radość.Większość fotek typowa dla USA budynki, budynki, ogromne budynki...
Zasiadam w czytelni i czekam na dalsze części.
Pzdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mela
Karawanowy Aniołek :)
Karawanowy Aniołek :)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3576
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 7:56, 18 Kwi 2010    Temat postu:

Kate, poproszę o jeszcze Very Happy .Fotki extra, opis extra.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:09, 18 Kwi 2010    Temat postu:

Dziękuję za zmianę daty w nazwie Smile

Dzisiaj część kolejna.


Tydzień zleciał mi bardzo szybko. Zakupy są przecież bardzo wyczerpujące Very Happy Poza tym kilka odwiedzin tu i tam....Wypad do kasyna oczywiście też zaliczyłam Smile
W niedzielę miałam lecieć do Cancun, ale dzień przed miałam w głowie mętlik......

Otóż w sobotę pojechałam na grilla do koleżanki Rodziców. Wcześniej wszyscy wiedzieli ze miałam leciec do Meksyku, ale dopiero teraz zaczeli ostrzegać mnie, że tam jest niebezpiecznie, że kradną, że mam uważać itp. Przeraziłam się na dobre. Wszyscy z nich tam byli więc mówili prawdę, ale też pewnie były to relacje ludzi, którzy prawie na co dzień żyją i stykają się z Meksykanami w Chicago. Jest ich tam bardzo dużo, w niektórych sklepach np. Wallmart wszelkie ogłoszenia są najpierw po angielsku a później po hiszpańsku. To samo z ulotkami promocyjnymi czy opisami na produktach spożywczych itp. Nie ukrywając Meksykanie nie są lubianą nacją przez Polaków. Z tego co słyszałam to były to podobne opinie jak Polacy na emigracji w Anglii czy Niemczech wyrażają się o Turkach, Hindusach czy Arabach. Jechałam do domu koło północy i stwierdziłam, że nie jadę do Meksyku. Zdążyłam jeszcze zajrzeć do internetu i postanowiłam, że we wtorek (w poniedziałek było święto) pójdę kupić wycieczkę do Las Vegas i zobaczę Wielki Kanion.
Na wszelki wypadek jednak poprosiłam koleżanki męża żeby przyniósł mi walizkę z garażu bo przecież mojej ogromnej nie będę wlekła na tydzień czasu.
Pół nocy nie mogłam spać. Miałam pełno różnych myśli: jechać? Nie jechać? Jak nie pojadę to po co te wszystkie przygotowania, zadręczanie pytaniami Mojito, Jego czas i wyjaśnienia. Jak pojadę to pewnie coś mi się stanie, może nie wrócę? Może mnie ktoś porwie? Ech!
Wstałam rano i dalej myśli mi się kłębiły, wziełam prysznic, usiadłam sobie przy kompterze, sprawdziłam fora i ....położyłam się z powrotem spać. Była 7:15. Za dosłownie 3 minuty wstaje kolega, wpada do mnie do pokoju i pyta: Kaśka, co Ty robisz? Wstawaj! Ja na to: Spoko, idz spać, ja nigdzie nie jadę, polecę do Las Vegas, już mi się nie chce Meksyku. Nie ma mowy! Wstawaj, pakuj się i jedziesz, bo pozniej jeszcze na mnie będzie, że Tobie nagadałem i nie pojechałaś do wymarzonego Meksyku.
No i co miałam robić? Spakowałam się w 20 min, ogarnęłam i o 8:10 wyszliśmy z domu z kawą w ręku - wkońcu w Ameryce byłam nie ? Wink
Na lotnisku szybko poszło z odprawą. Leciałam liniami Mexicana. Znowu siedziałam koło okna więc zrobiłam kolejne zdjęcie „filmowe” Wink czyli ulica i nad nią pas startowy:

[link widoczny dla zalogowanych]

Powiem Wam, ze w Chicago tak nisko latają samoloty nad głowami, że aż strach, chociaż mi się to podobało. Raz zdążyłam szybko zrobić zdjęcie stojąc przy White Castle, zobaczcie jak niziutko leci, ledwo tylko nad liniami energetycznymi:
[link widoczny dla zalogowanych]

Tak wygladaja przedmieścia Chicago z lotu ptaka:
[link widoczny dla zalogowanych]

Samoloty Mexicany są bardzo wygodne, nowe, z telewizorkami, cateringiem (bynajmniej te dwa którymi leciałam w dwie strony), także prawie 4 godziny zleciały szybko. Trochę było mi smutno i się bałam więc pobeczałam w okno i poużalałam się nad sobą pytając : „Co ja robię w tym wielkim świecie, do tego sama?”

Taką fajną lagunę mijałam już niedaleko Meksyku:
[link widoczny dla zalogowanych]

No i Bienvenidos Mexico!!!!! .............

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

to samolot AeroMexico, w czasie mojego pobytu w Playa del Carmen wyczytałam na wp.pl, że został porwany przez jakiegoś Boliwijczyka, który porwał samolot zmuszony „boskim objawieniem”

[link widoczny dla zalogowanych]


W samolocie wypełnia się formularz wjazdowy, którego jedną część odrywają na lotnisku i trzeba jej strzec jak oka w głowie żeby przy wylocie ją oddać. Za jej zgubienie grozi kara ok. 100$. Wyszłam z rękawa od razu na halę pełną ludzi, sklepów itp. I co dalej? Jak nie wiadomo co dalej to trzeba iść za tłumem, ale ja byłam tym razem tłumem bo siedziałam w 3 rzędzie i wyszłam jako jedna z pierwszych. Usiadłam w takim razie na ławce na chwilkę i czekałam na mój samolotowy tłum Wypatrzyłam Pana z Żoną którzy siedzieli koło mnie i szłam za nimi. Pan cały czas mnie zagadywał bo widział, że sobie pochlipuję i wyglądam jakoś nieswojo. Pamiętam, ze stałam w jakiejś długiej kolejce, później też oglądał mnie lekarz i pytał jak się czuję, jemu też oddałam jakąś wcześniej wypisaną kartkę o stanie zdrowia. W koncu doszłam do taśm z bagażami, ufff! Walizki chwilę nie przychodziły więc poszłam do toalety. Jak wyszłam to pewnie już upał doszedł do mojej głowy i straciłam pamięć bo ......nagle uświadomiłam sobie, że nie pamiętam jak wyglądała moja pożyczona walizka! Wiedziałam, że czarna, ale jak spojrzałam na taśmę to co druga była czarna. Załamałam się. Zaczęłam w takim razie sprawdzać prawie każdą i szukać mojego nazwiska. Po jakimiś czasie już się wkurzyłam bo w głowie mi się zaczęło kręcić od wpatrywania w taśmę. Nagle, znowu mnie olśniło jak spojrzałam na ludzi. Przecież to Angole a nie Amerykanie! Patrzę na walizkę a tam Manchester! Cholera jasna, przecież to nie moja taśma Very Happy !!!!! Na mojej taśmie obok nie było już żadnych bagaży więc sobie spokojnie podeszłam a Pani z obsługi już czekała na mnie z moją walizką Wink podziękowałam i poszłam.
Za radą Mojito, założyłam czarne okulary i udawałam, że wszystko wiem( no, oprócz tego która to moja taśma), jestem tu setny raz i nie zwracam uwagi na żadnych naciągaczy. Zapytałam jeszcze w informacji w która stronę mam iść do stanowiska z autobusami ADO do Playa del Carmen. „W prawo”. OK.

Wyszłam i szłam w prawo, prawo i nic, nic nie widzę, są jakieś jakby zatoczki ale autobusów i ludzi nie ma. Stała tylko taka para Anglików więc podchodzę do dziewczyny i pytam czy stąd odchodzą ADO do Playa. Ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem i mowi, że nie, że musze isc dalej tam do końca. OK! dzieki. Po czym patrzac na mnie pyta z duzymi oczami: A Ty sama jedziesz do Playa publicznym srodkiem transportu????? Tak – odpowiedziałam pewnie. Ale Ty jesteś odważna!!! No nic, pomyślałam, jak ona tak mowi to pewnie mnie tu jednak gdzieś porwą za rogiem. W tej samej chwili po nich podjeżdża taxi i podbiega do mnie też jakis młody chłopak i pyta gdzie jadę i czy sama. Mowię mu, że do Playa i sama i idę na ADO. On przekonuje mnie do swojej taksówki za 50 $, jak mu mowię, że dziękuję to z pogardą odpowiada mi: no tak, ADO bo pewnie taniej co? Tak, taniej bo tylko 8 $. Chciał mnie jeszcze chyba zdenerwować bo powiedział, ze ADO jezdzi co 2 godziny co było nieprawdą.
Doszłam do ADO, zapłaciłam Panu w krawacie 8 USD, usiadłam w klimatyzowanym autokarze i jechałam do Playa del Carmen. Patrząc na ulice poczułam się chwilowo pewniej. Wyglądało jak wszędzie na świecie. Myślę sobie, będzie dobrze. Napisałam nawet smsa do koleżanki, ze wszystko jest ok. bo prawie jak w Turcji J
Autobus jechał prawie godzinę. Wysiadłam i wyjęłam mapkę Playa, wiedziałam, ze do mojego hostelu gdzie miałam rezerwację mam przejść dwie przecznice. Upał był okropny, ale taki lubię Wink Hostel Rio Playa mialam zarekomendowany przez Pablo z forum wakacje.pl, który był tam dość długo. Później sprawdził mi go Mojito podczas swojego pobytu w Meksyku. Hostel był czysty, schludny, było dużo młodych ludzi, ale......Zarezerwowałam mailowo pokój 2 osobowy żebym nie miała nie wiadomo jakiego towarzystwa na początek. Na miejscu okazało się, ze 2 osobowy jest zajęty i będzie „za dwa dni” No na pewno, już Wam wierzę. Fakt, że w 6 osobowym jest taniej ale mi nie o to chodziło. W pokoju były 3 dwupiętrowe łóżka, pełno rozrzuconych rzeczy, plecaków, żydowskich książek, skarpetek, spodni itp. W łazience w koszu leżały opakowania po kondonach, na szafce poukładane w rzędzie butelki tequili i niżej po piwie. Fajnie co? Zapytalam Pana czy tu mieszkają jakies dziewczyny bo z damskich ciuchów to ja tam nic nie widziałam, ale on powiedział, ze tu mieszkają TYLKO dziewczyny. Aha! Odechciało mi się Meksyku w 5 minut. Ogarnęłam się, przebrałam i poszłam do baru wypić coś zimnego. Barman zagadywał mnie skąd jestem, jaki mam plan itd. Powiedziałam mu, że idę do znajomych Polaków, którzy mają tu biuro i z nimi mam jechać na wycieczki.
Na ulicach Playa było sporo ludzi, ale w knajpach dość pusto, nikt mnie nie zaczepiał, nie zagadywał więc spokojnie. Wycieczki miałam zaklepane w biurze Mexico Entero prowadzonym przez 3 sympatycznych Polaków Ewę i Pawła oraz Darka. Korespondowałam z Ewą i Pawłem od pół roku i miałam jechać na 2 dniowy objazd po Jukatanie i do Tulum.
W biurze, które mieści się w hotelu Casa Tucan nie było nikogo L Załamałam się. Szczerze mówiąc nie chciało mi się wracac do tego hostelu. Coraz bardziej miałam dość tego wyjazdu. Kupiłam kartę telefoniczną i chciałam dzwonić do Stanów żeby koleżanka przebukowała mi bilet z powrotem bo dłużej tu nie wytrzymam. Jak nie mogłam się dodzwonić do niej po 20 min to to już był szczyt. Zgłodniałam. W knajpach pustki nie wiedziałam gdzie co zjeść a humor już miałam zepsuty i wiedziałam już, ze zaraz zacznę beczeć więć poszłam do Burger Kinga bo tam było dość pusto i mogłam się zaszyć i posmarkać sobie trochę. Moja rada: NIGDY PRZENIGDY nie jedzcie nic w Burger Kingu! Ło matko co to był za shit!! Jak karma dla prosiaków. Tak śmierdziało, ze jeszcze bardziej płakałam bo wszystko było przeciwko mnie. Nawet nr do Ewy mialam zle spisany!
Wpadłam na pomysł, ze pójdę nad morze to pewnie mi przejdzie jak zobaczę te widokówkowe krajobrazy, ale.....zobaczyłam tylko szare morze, pełno glonów i czar prysł.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Tego już było za wiele. Poszłam jeszcze raz do Mexico Entero. Wchodząc po schodach do biura zapytałam Pana za mną czy nie wie czy ktoś tu dzisiaj będzie? A on na to, ze własnie jest! O matko! Nareszcie Polak! Cudownie! Powiedziałam, ze pisałam z Ewą jakiś czas i mam z nimi jechać tu i tu, ale..........ja już nic nie chcę bo chcę do domu buuuuuuuuuu..........rozbeczałam się jak małe dziecko przed facetem, którego widziałam pierwszy raz w życiu, ale zupełnie mi to wisiało w tamtej chwili. Darek powiedział, że absolutnie nie mam nigdzie wracac bo będzie fajnie a hostel mogę zamienić. Poprosiłam Go jednak czy nie pomógłby mi zadzwonić do koleżanki, ale niestety i to się nie udało. Nie wiem co z tą kartą było nie tak. W każdym razie zapytał w hotelu Casa Tucan właściciela czy ma wolne pokoje. Były wolne dwa i jeden z nich sobie wybrałam. Międzyczasie dzwoniła Ewa i powiedziała, ze mam brać manele i jechać do niej do domu i tam się zatrzymać. Było mi od razu lżej bo przecież ludzie których nie widziałam chcą mi pomóc na każdym kroku. Nie chciałam jednak nadużywać nikogo gościnności, sama sobie nawarzyłam piwa i muszę je wypić. Pokoje w Casa Tucan były bardzo fajne, duże, z własną łazienką, czyste i tanie bo 400 peso za noc (ok. 30 $) . Za pierwszą noc zapłaciłam 300 peso a za kolejne po 400.

Mój pokój:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Link do biura mexicoentero:
[link widoczny dla zalogowanych]

I do hotelu Casa Tucan, który polecam i na pewno gdybym jechała do Playa drugi raz na własną rękę to się tam zatrzymam. Hotel jest bardzo dobrze położony, blisko plaży, dwie przecznice od 5 Avenidy gdzie kręci się całe życie w Playa. 5 minut od dworca autobusowego, na miejscu kefejka internetowa. Można też zjeść śniadanie kontynentalne z dobrą duuużą kawą za 50 peso lub nieco większe z jajecznicą za chyba 70 peso. Dobre zupy, obiady i pyyszne koktajle alkoholowe Wink Do tego bliskość Polaków gotowych pomóc.

[link widoczny dla zalogowanych]

W tygodniu postaram się dopisać kolejną część. Pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Kate dnia Pon 20:08, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duch
.
.



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 1660
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 3:47, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Eeee jakie tam szare morze? Plaża całkiem fajna. No może nie potrzebne te glony.
Coś czuję w kościach że jednak w Meksyku było fajnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mela
Karawanowy Aniołek :)
Karawanowy Aniołek :)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3576
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:01, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Kate, ja też bym ryczała Very Happy z niemocy w obcym, dalekim państwie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:52, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Duchu, oczywiście , ze było fantastycznie. Ja mysle, ze ta plaza to bylo tak mi pod gorke bo pozniej juz chyba tych glonów na mojej nie bylo. Meksykanie chyba sprzataja plaze bo raz rano przed wycieczką poszlam i bylo co nieco a po poludniu ani sladu.

Mam jeszcze prośbę. Biuro mexicoentero jest prowadzone jak pisalam przez trzy osoby : Ewe, Pawla i Dariusza. Nie wiem dlaczego mi sie robią krzyzyki w miejscu imienia D. Próbowalam edytowac tekst i widac imie a na forum niestety nie. Troche mi glupio bo dalam linka do mexicoentero i wyszlo ze nie pamietam imienia osoby, ktora mi z nieba spadla pierwszego dnia. Czy jest jakis sposob na zapisanie tego imienia?

Dzieki z gory.


ooooo! widze ze pelne imię wychodzi na forum wiec zaraz zmieniam Smile


Ostatnio zmieniony przez Kate dnia Pon 19:53, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duch
.
.



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 1660
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:31, 21 Kwi 2010    Temat postu:

Kate napisał:
...Nie wiem dlaczego mi sie robią krzyzyki w miejscu imienia D... Czy jest jakis sposob na zapisanie tego imienia?...)

Już naprawione Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Specjalistka od kuchni tureckiej
Specjalistka od kuchni tureckiej



Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:35, 25 Kwi 2010    Temat postu:

Nie napisałam wcześniej, że wróciłam do hostelu po swoje bagaże. Powiedziałam w recepcji, że moi znajomi Polacy zaprosili mnie do siebie i u nich się jednak zatrzymam. Pan na początku jakby mnie nie zrozumiał, ale później powiedział, że mam mu zapłacić za dwie noce i będzie ok. Zgodziłam się na zapłatę za jedną noc ponieważ nie dał mi przecież mojego pokoju. Poszedł mi jedynie na rękę z rezerwacją bo nie musiałam płacić zaliczki z góry tylko zabukowane miałam przez internet. Z tego wszystkiego wyobraźcie sobie, że wyszłam z hostelu gdzie do hotelu Casa Tucan miałam trzy albo cztery przecznice i tak się zakręciłam, że wyszłam z powrotem przed hostelem po 30 minutach. Myślałam, ze szlag mnie trafi!!!!! Zrobiło się już ciemno, miałam dość, szłam sobie boczną ulicą i przeklinałam do siebie po polsku. Jak doszłam do hotelu to byłam szczęśliwa. Na drugi dzień umówiłam się z Ewą żeby obgadać plan wycieczek.

W poniedziałek rano wstałam i planowałam dzień wolny na rozglądnięcie się po mieście. Zjadłam śniadanie w hotelu (tosty, dżem, sok pomarańczowy i duża kawa 50 peso). Poszłam do góry do biura i tam zastałam Ewę i Pawła. Niestety nie wyszedł mój plan z wycieczką 2 dniowego Jukatanu bo nie było chętnych. Następnego dnia jednak była wycieczka do wioski Majów więc się zgodziłam. Cały poniedziałek w takim razie przesiedziałam na plaży. Okazało się, że nie zabrałam żadnej torby plażowej więc czym predzej poszłam ją kupić Oczywiście z napisem Playa del Carmen Very Happy Hotel jak już wspomniałam wcześniej był blisko ulicy 5 Avenida czyli najbardziej ruchliwej i gwarnej. Jest to deptak ciaśniejszy niż deptak w Sopocie czy na Krupówkach. Po dwóch stronach same sklepiki z pamiątkami, kawiarnie, restauracje, sklepy ze srebrem itp. Zawsze tam pełno ludzi, muzyki, zapachów dobrego jedzenia. Chociaz w tym czasie kiedy byłam niektóre restauracje świeciły pustkami. Z każdej przecznicy można zejsc w strone morza do plaży. Na plaży gdzie chodziłam leżaki kosztowały chyba 10 peso, ale szłam najpierw rano do ok. 12 i pozniej od 15-16 do wieczora. Unikam słońca miedzy 12-15 a poza tym trzeba było coś przekąsić na mieście. Pan od leżaków pobierał opłatę tylko raz i zawsze pytał czy wrócę po południu. Można było sobie kupić tam napoje, drinki i jakiś obiad. Woda była fantastyczna, nie chciało się wychodzić. Ten kolor, ciepło, fale. Mimo mojego lęku jaki mam do wody wchodziłam spokojnie do pasa Niedaleko hotelu wypatrzyłam dwie fajne knajpki i tam zawsze coś podjadałam. Raz naszła mnie ochota na czekoladę i kupiłam sobie w sklepie, ale jak doszłam do pokoju i ją wyjęłam to to już nie była czekolada tylko gorąca czekolada do picia Very Happy Całkiem nie pomyślałam o tym upale. Jak Meksykanie wracają do domu z takimi zakupami?

We wtorek jadę do wioski Majów. O 8 rano miałam czekać przed hotelem. Wstałam dość wcześnie i poszłam na plażę. Trochę glonów rano jednak było, ale jak chodziłam koło 9-10 na plażę to były już sprzątnięte.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Jak wróciłam to zaraz była Ewa i Paweł. Pojechaliśmy po kilka osób do hotelu który był w częsci hotelowej miasteczka. Dla mnie to była nowość. Cała strefa była odgrodzona od miasta, nikt nie miał tam wstępu. Ogromny teren pieknie zadbany, alejki, palmy, zieleń, zadnego papierka. Może jak wygram w toto lotka to tez kiedys tam pojade.
W kazdym razie jedziemy w kierunku wioski Majów. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się w kościele „Mówiącego Krzyża” Kult Mówiącego Krzyża powstał ok. XVIII w., w czasie jednej z wojen z „białymi” drewaniany krzyż „przemówił” do ludu i obiecywał zwycięstwo w walce. Od tego czasu czczony jest w wielu wioskach Majów. Nie można było tam robić żadnych zdjęć, pomodliliśmy się tylko i zostawiliśmy datek. Przy kościele cały czas pełnią wartę panowie z wioski. Wpuścili nas zresztą po półgodzinnej rozmowie z Pawłem bo nie każdemu i nie zawsze jest dane tam wejść.

Po tej pierwszej tego dnia duchowej wizycie jedziemy do wioski. Słońce już daje się we znaki. Najpierw idziemy zobaczyć cenotę. Cenoty są to zbiorniki wodne w ziemi, z krystaliczną wręcz wodą. Oczywiście ja oglądam cenotę z daleka bo po drabinie w życiu nie zejdę Razz

[link widoczny dla zalogowanych]


Teraz czeka nas spotkanie z mieszkańcami wioski. Idąc w stronę szkoły powoli zaczynają nas otaczać jej najmłodsi mieszkańcy. Typowy dom w wiosce Majów:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

i mała Majka:
[link widoczny dla zalogowanych]


Wcześniej Ewa miała naszykowane dla każdego worki z cukierkami żeby rozdawać je dzieciom. Poczekaliśmy do przerwy i dzieci razem z Dyrektorem wyszły przed klasy. Szkoła jak widać jest bardzo mała.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

szkolna sala:
[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

boisko:

[link widoczny dla zalogowanych]

Typowy strój Majek to biała sukienka z kolorowymi kwiatami:

[link widoczny dla zalogowanych]

Na zaproszenie jednego z mieszkańców wchodzimy do jego zabudowań:

[link widoczny dla zalogowanych]

to jest ogródek, ze względu na to, że w dżungli czają się zawsze niechciani goście trzeba niektóre roślinki hodować na wysokościach:

[link widoczny dla zalogowanych]

owoce tykwy, z której robi się kolorowe lampy w krajach arabskich, w Meksyku takich lamp chyba nie widziałam:

[link widoczny dla zalogowanych]


przychówek wylegujący się zaraz przy wejściu do domu:

[link widoczny dla zalogowanych]

i dzieciaczki, które nas nie opuszczały ani na chwilę:

[link widoczny dla zalogowanych]

moja ulubienica, która cały czas mnie zaczepiała i chciała żebym robiła jej zdjęcia, przyprowadziła w końcu chyba swojego brata albo kolegę i chcieli razem zdjęcie, największy ubaw mieli jak siebie widzieli w aparacie:
[link widoczny dla zalogowanych]

jeden z gospodarzy wspiął się na palmę żeby począstować nas sokiem z kokosa:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

a to owoc noni, znany u nas z soku noni, który jest baaardzo drogi i jest na wszystko Wink

[link widoczny dla zalogowanych]

Teraz udajemy się do szamana z wioski, który odprawia nad nami kilka swoich modlitw, daje nam do sprobowania na koniec placki zrobione przez jego żonę.
„Biuro” szamana/lekarza znajduje się tutaj:

[link widoczny dla zalogowanych]

i sam szaman przyłapany z ukrycia:
[link widoczny dla zalogowanych]

Po wizycie u szamana zostaje nam ostatni punkt dzisiejszej wycieczki czyli TEMAZCAL – łaźnia Majów. Niestety nie mam żadnego zdjęcia z tego etapu wycieczki. Temazcal to budowla przypominająca igloo, na sklepieniu którego jest kilka małych dziur przez które wydostaje się para. Najpierw krótka modlitwa, później idziemy do wody zamoczyć ciało. Ja oczywiście nieco panikuję, ale powiedzmy, że się zamoczyłam Wracamy do temazcal i zostaje rozpalony ogień i w nim kamienie, wchodzimy do igloo gdzie na środku znajduje się palenisko do którego wrzuca się rozżażone kamienie, pomocnik Strażnika Ognia zamyka nas zasłaniając wejście. Wtedy Strażnik Ognia polewa kamienie wodą w której znajdują się zioła (widziałam nawet rumianek J ) Zapach niesamowity, ale gorąc jeszcze większy. Cały rytuał miał trwać ok. 10-15 min ale trwało to chyba ze 30. Jak wyszłam stamtąd to wręcz marzyłam o tej wodzie, której tak się bałam. Po całym rytuale należy nam się coś dobrego do jedzenia i picia. Kończymy nasz „duchowy” dzień obiadem, który przygotowała nam żona Strażnika Ognia.
[link widoczny dla zalogowanych]


Po takim dniu człowiek ma wiele różnych przemyśleń. Dociera do nas to co mamy i czego na co dzień nie doceniamy. Wydaje się wręcz niemożliwe życie w XXI wieku bez bieżącej wody, łazienki, komputera i zakupów w galerii co niedzielę. Nie wspomnę o rarytasach typu czekolada czy ciastka. Nie wiadomo kto ma lepiej, oni – dlatego, że nie mają tak wielkiej wiedzy na temat otaczającego świata czy my którzy tą wiedzę posiadamy?

c.d.n. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Duch
.
.



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 1660
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 6:01, 26 Kwi 2010    Temat postu:

Fajna wycieczka.
Majom chyba jest dobrze bez tego całego nowoczesnego świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mela
Karawanowy Aniołek :)
Karawanowy Aniołek :)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3576
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:53, 26 Kwi 2010    Temat postu:

Kate, zacieram już rączki na ciąg dalszy Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Stany Zjednoczone Ameryki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin