|
Forum Karawany Forum turystyczne
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
:)) Gość
|
Wysłany: Śro 17:15, 23 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Dodam jeszcze że lubię tą miejscowość ale niestety zostałem zniechęcony przez niekończące się latami korki na trasie. Do Władysławowa następnym razem pojadę jak będzie autostrada z Warszawy. Ale nie taka jak A2 a co nieco lepsza. |
|
Powrót do góry |
|
|
delicja Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1237 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:55, 23 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Joasiu czytamy!!!! i czekamy |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 11:00, 24 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Z powodu kolonii musiałam też "na chwilę" opuścić Stolarską i zamieszkać
na położonej poniżej Nadmorskiej. Właśnie na owej Nadmorskiej
wybudowali swój dom Ola i Janusz (moi przyjaciele ze Stolarskiej, o
których jeszcze będzie nie raz). Udało im się położyc podłogi, urządzić
łazienki i wytynkować wnętrze, zabrakło pieniędzy na centralne
ogrzewanie, a chcieli się przeprowadzić przed zimą. Tylko kolonie mogły
ich uratować. No i ja w charakterze "swojego człowieka", który ma oko na
"cały interes". Kolonie zajęły parter i pierwsze pietro, ja - "poziom
zerowy", gdzie wykończone było jedno pomieszczenie. Miałam oddzielne
wejście i własną łazienkę. Było super! Gospodarze i ich krewni pojawiali
się w dniu zmiany turnusu i błyskawicznie zmieniali pościel, sprzątali
pokoje i łazienki. Spakowane dzieciaki siedziały rzędem na murku i
czekały. Wreszcie na horyzoncie pojawiał się autokar, który wyrzucał ze
swojego wnętrza nowy turnus i pochłaniał stary. Nowe dzieci zajmowały
swoje łóżka, stare odjeżdżąły, gospodarze zapuszczali na podwórku pralkę
Franię i rozciągali sznury na bieliznę, ja robiłam dla wszystkich kawę.
Wszystko działało jak w zegarku i już około 12-tej sytuacja była
opanowana, dzieci na swoich miejscach, pranie wysuszone i ja z czystym
sumieniem mogłam iść na plażę, a pozostali do swych codziennych
obowiązków. No chyba, że padał deszcz...
Następnego roku Ola i Janusz przenieśli się do nowego domu, a ja
wróciłam na Stolarską. Zamieszkałam u cioci Oli pani Sz. z kolonią
wiszącą nad głową, ale do tego byłam już przyzwyczajona.
W oknie nad moim pokojem stał magnetofon z którego przez cały dzień
leciała jedna jedyna piosenka - "Pożegnanie przypieczętowane
pocałunkiem" - przebój tego lata. Po bokach wisiały dziewczyny, bo pani
Sz. trafiła się właśnie najstarsza grupa żeńska. Z okien sąsiedniego domu
wywieszali się chłopcy.
- Powypadają te dzieciaki - martwiła się gospodyni i - i dopiero bedzie
nieszczęście...
Kolonie wisiały mi nad głową jeszcze następnego roku, a potem zdarzył się
CUD - cud Balcerowicza, ale o tym już w następnym odcinku...
( J@anna) |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 12:49, 28 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Cud Balcerowicza wypadło mi przeżyć w Naszym Sklepie. Nazwaliśmy
go tak, bo choć nie wybudowano go na Stolarskiej, tylko na Średniej, to
był on najbliżej naszej ulicy i wszyscy stali i przelotni mieszkańcy robili w
nim zakupy. Sklep od początku miał znamiona cudowności, bo najpierw
długo na niego czekaliśmy. Już pierwszego roku gospodarze byli pewni, że
sklep lada chwila wybuduja, ale lata mijały, a tu nic - tylko szczere pole.
Kiedy wreszcie, gdzieś tak w połowie lat siedemdziesiątych znów
wieczorem jechałyśmy taksówką z dworca i samochód skręcił w Średnią,
na wysokości Stolarskiej zobaczyłam ciemny podłużny kształt otoczony
łanem zboża.
- Mamo! zobacz! jest sklep, jest sklep! - darłam się jak opętana
- Widziałyście Nasz Sklep? - powiedziała na powitanie Gospodyni.
Następnego dnia rano na ochotnika zgłosiłam się, że pójdę po bułki. Sklep
był duży i wielobranżowy. Czasy średniego Gierka pozwalały jeszcze na
całkiem niezłe zaopatrzenie. Miał dział spożywczy, mięsny,
kosmetyczno-chemiczny oraz papierniczy. Chodziłam od stoiska do
stoiska i wypatrywałam interesujących rzeczy, na które później
zamierzałam naciągnąć mamę.
- A tobie, co podać dziewczynko? - spytała postawna blondynka (później
dowiedziałam się, że to kierowniczka - pani Jola)
- Ja....poproszę.....6 bułek ........i.......lizaka, nie 2 lizaki - wydukałam
przypominając sobie w ostatniej chwili o istnieniu siostry.
Od tej pory chodzenie do Naszego Sklepu było moim ulubionym zajęciem
i zawsze wiedziałam co nowego się w nim pojawiało. Nasz sklep przeżył
swój okres świetności i podzielił los innych sklepów. Wydawało mi się, że z
każdym rokiem się powiększa, a to tylko towarów w nim ubywało mimo
zaradności pani Joli. Nie przestał jednak być Naszym Sklepem...
Owego pamiętnego 89 roku przyjechałam do Władysławowa 31 lipca
wieczorem z dwiema konserwami turystycznymi (na kartki) i kawałkiem
baleronu ze sklepu komercyjnego, tak na wszelki wypadek. Następnego
dnia miały zostać uwolnione ceny artykułów spożywczych. Na Stolarską
dotarłam po 20-tej, ale było jeszcze widno i przed "moim" domem
zobaczyłam zbiegowisko. Przyspieszyłam kroku. Kiedy podeszłam bliżej,
okazało się, że ludzie stoją pod domem pp Grenów - najstarszych i
najbardziej szanowanych mieszkańców Stolarskiej, który to dom znajdował
się naprzeciw "mojego".
- Czyżby stało się coś złego? - PP Grenów znałam dobrze, bo od wielu lat
prowadzili w swoim domu stołówkę, w której czasem jadaliśmy obiady.
- Nie, chyba nic złego - bo pp Grenowie stali po jednej stronie płotu, w
swoim ogródku, a po drugiej prawie cała ulica Stolarska. Odbywało się
zebranie.
- Dzień dobry! Nad czym tak państwo radzą.
- O jest pani nareszcie - powitali mnie tak, jakbym trochę później niż
zwykle wróciła z pracy. - I co to będzie teraz, jak pani myśli.
- Ale..z czym?
- No jak to? Nasz Sklep zamknęli dziś wcześniej, zasłony pozasłaniali i coś tam robią.
- Może towar wynoszą... - zasugerowała podejrzliwa jak zwykle Adaska
- Eeee tam, raczej wnoszą.
- Myśli pani? - kilkadziesiąt par oczu wpatrywało się we mnie z nadzieją,
że wiem coś więcej. Przecież przyjechałam z Warszawy.
Zobaczymy jutro, dziś nie ma się co przejmować - udawałam bohaterkę,
ale sama trochę się tego jutra bałam.
- My dziś wszystko, co było wykupili, bo to wiadomo co i po ile będzie.
- To co ja jutro będę jadła - usiłowałam żartować.
- No, chleb, musowo przywiozą, a o rybki to się pani nie martwi, znajdą się.
- Tylko ciekawe po ile będzie ten chleb?
- Oj dajcie spokój, cała Polska ma tak samo, muszą coś ludziom dać
jeść...
- Co oni muszą to my już wiemy...
- Nie ma co, dziś nic nie wymyślimy, a jutro się zobaczy...
Pani Sz. wreszcie wprowadziła mnie do domu, zaparzyła cudowną
powitalną kawę, potem rozpakowałam się i wreszcie mogłam lecieć nad
morze. Kiedy wróciłam było już ciemno, ale na Stolarskiej trwały
jeszcze obrady w mniejszych grupach. Sąsiedzi stali po obu stronach
swoich ogrodzeń i zawzięcie szeptali, szeptali, szeptali... Aha, w Naszym
Sklepie nadal paliło się światło, ale nic nie można było przez te grube
kotary zobaczyć. (cdn J@anna) |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:27, 28 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
no i co się działo dalej
i o której godzinie rano byłaś już w sklepiku |
|
Powrót do góry |
|
|
Mela Karawanowy Aniołek :)
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3576 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 9:01, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
J@anno, ależ Ty masz dar do pisania . Czyta się z otwartą buzią |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 10:02, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Tej nocy, mimo emocji spałam jak suseł. To spacer nad morze tak mnie
wyciszył i kiedy usłyszałam głośne pukanie do mojego pokoju nie
wiedziałam ani gdzie się znajduję, ani która jest godzina. Pukanie
powtórzyło sie.
Zerwałam się z łóżka i otworzyłam drzwi
- Pani wstaje, już szósta dochodzi - Moja gospodyni - Pani Sz. stała w
progu ubrana tak do wyjścia i poganiała mnie.
- No, Pani się ubiera, idziemy!
- Ale dokąd... - nie planowałam dziś oglądać żadnego wschodu słońca,
zresztą słońce dawno już wstało.
- No, jak to dokąd? Sklep zaraz otwierają... - Nie dyskutowałam dłużej,
bo nie było sensu, zresztą obudziłam się już na dobre i było mi wszystko
jedno. Szybko zarzuciłam na siebie jakiś pierwszy wiszący w szafie ciuch,
przejechałam grzebieniem po głowie, nie patrząc nawet w lusterko i
ruszyłyśmy. Nie my jedne. Z każdego domu wychodzili ludzie i szli w
kierunku Średniej. Pod sklepem stał już spory tlumek z naszej ulicy i z
sąsiednich.
- Która godzina? - rzucilam w przestrzeń, bo nie wzięłam nawet zegarka.
- Za pięć szósta - odpowiedział mi ktoś z tłumu.
Sklep był jeszcze zamknięty, kotary zasłonięte, ale tym razem ludzie nie
dyskutowali. Milczeli z uporem wpatrując się w ciężkie, okratowane drzwi.
Godzinę szóstą zwiastowały nam dzwony z małej kapliczki na Szotlandzie,
gdzie trzy razy dziennie pan Stanisław dzwonił na Anioł Pański i w tym
momencie drzwi sklepu się otworzyły i pani Jola z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy powiedziała: ZAPRASZAM.
Nikt się nawet nie przepychał, ludzie wchodzili powoli i godnie, jak do
kościoła.
Maryja, Jozef - rozległo się zbiorowe od progu, a potem cisza. I tylko
wszyscy wpatrywali się w towary na półkach jak w eksponaty w muzeum.
Ale też i było się w co wpatrywać. Takiego sklepu jeszcze nikt nigdy w
Polsce nie widział. Może na filmach, zachodnich, ale żeby w rzeczywistości -
to nigdy. Czekolady, jogurty, serki, ciasteczka i wreszcie wędliny, jak ze
snu i mięso i jakieś wyroby garmażeryjne i kawa, kakao, herbata, o Matko!
i chałwa i banany i brzoskwinie i malutkie bułeczki i rogaliki i wszystko
zagraniczne, pieknie popakowane, kolorowe plastikowe kubeczki,
buteleczki, pudełeczka. Stałam wśród tych ludzi ogłupiała podobnie jak oni
i coś ściskało mnie za gardło.
- Jak oni to zrobili w ciągu jednej nocy??? - Nawet pólki wyłożone były
jakimś pięknym nowym papierem. W tym osłupieniu nikt pewnie nie zwrócił
uwagi, ze stoiska przemysłowe nadal pozostały bez zmian, bo ceny na te
artykuły miano uwolnić dopiero od stycznia. Po paru minutach ludzie powoli
zaczęli odzyskiwać zdolność ruchową. Przesuwali się od jednej lady do
drugiej i przyglądali uważnie poszczegółnym towarom.
- Aha, patrzą na ceny - pomyślałam i przyłączyłam się do nich.
Sprawdzałam ceny artykułów tych, które znałam: masła, sera, szynki. Były
wyższe, ale jednak w granicach zdrowego rozsądku.
Trzy espedientki stały za ladą i patrzyły wyczekująco. Nikt jednak nic nie
kupował. Ludzie nasyciwszy oczy, powoli opuszczali sklep. Pomyślałam, że
mogłabym kupić jakieś pieczywo, jak już tu jestem, ale z tego pośpiechu
nie wzięłam nawet pieniędzy. Postanowiłam pożyczyć od Pani Sz., ale i ona
nie miała.
Ja tu tylko przyszłam dziś zobaczyć - mówiła po drodze.
Nie wiem, czy tego pierwszego dnia ktoś coś kupił, ale stopniowo ludzie się
przyzwyczajali i do cen i do tych luksusów, do tedo stopnia, że pan Struk
ośmielił się kiedyś zwrócić uwagę na pęknięte opakowanie jakiegoś
twarożku i pani Jola natychmiast mu ten twarożek wymieniła. Początkowo
ludzie gromadzili puste opakowania, bo szkoda było wyrzucać. Służyły za
kubeczki, szklaneczki, doniczki. Potem im to przeszło.
Nasz Sklep nadal istnieje, choć zmienił nieco swój wygląd, pewnie jeszcze
nieraz bedę o nim pisać, ale ten dzień cudu pamiętają wszyscy. Jeśli
chodzi o mnie, to już nigdy potem żaden butik, market czy centrum
handlowe nie zrobiły na mnie tak wielkiego wrażenia jak ten osiedlowy
sklepik przy Stolarskiej w dniu cudu Balcerowicza.
(cdn J@anna) |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Wto 14:46, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Mela napisał: | J@anno, ależ Ty masz dar do pisania . Czyta się z otwartą buzią |
Może nasza J@anna ma na nazwisko Chmielewska? |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Wto 14:51, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
J@anno naprawdę bardzo ciekawie piszesz! Czekam na c.d. |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:30, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
I jak ja przeżyje 4 dni bez zagladania tutaj
J@anno - pisz, pisz, bo jak przeżyję to będę miała wtedy ucztę czytelniczą jak się patrzy |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 9:16, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
). napisał: | Mela napisał: | J@anno, ależ Ty masz dar do pisania . Czyta się z otwartą buzią |
Może nasza J@anna ma na nazwisko Chmielewska? |
Niestety, nie Chmielewska, choć p. Joanna Chmielewska (mój niedościgły
wzór) też bywa w tych okolicach i też ma zaprzyjaźnioną rodzinę Kaszubów.
Tak czy inaczej bardzo dziękuje za wszystkie komplementy, następny
odcinek będzie, mam nadzieję, jutro. Chętnie o tym piszę, bo dzięki Wam
mogę odbyć podróż nie tylko w przestrzeni, ale także w czasie. Pozdrawiam
wszystkich wiernych Czytelników
spuchnieta z dumy J@anna
Ostatnio zmieniony przez J@anna dnia Czw 13:14, 26 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Mela Karawanowy Aniołek :)
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3576 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:55, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 12:41, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Rok Grozy
Cud Balcerowicza zakończył epokę koloni i rozpoczął następną, ale nie od
razu. Był jeszcze pamiętny 1990, zwany rokiem grozy. W roku grozy na
Stolarskiej byłam początkowo jedyną letniczką, potem na krótko
przyjechała jeszcze moja przyjaciółka z mężem i córeczką. Ta sytuacja
dotyczyła również sąsiednich uliczek, całego właściwie Szotlandu. Owszem,
byli wczasowicze w Cetniewie, ale też tyle, co kot napłakał. Gospodarze
obnizyli ceny do granic swoich możiwości, pogoda była niezła, a tu nic.
- Pani, co to będzie, jak my teraz będziem żyć, nawet na węgiel nie
bedzie, nawet na węgiel, a te nasze chude rentki, sama pani widzi -
narzekała Pani Sz.
- Pani to i tak ma szczęście, letniczka przyjechała, jeszcze koleżanka jej
przyjedzie, a co my mamy mówić - to była opinia pozostałej części
mieszkańców.
- No pewnie, pocieszłam ją, Pani to się ludzie w pas powinni kłaniać, że
klientów Pani zdobyła - usiłowałam żartować, ale i ja nie wiedziałam
dlaczego się tak porobiło.
- A może ludzie nie wiedzą, trzeba to jakoś ogłosić, no nie wiem w
gazecie, że wolne pokoje i po ile, jak zobaczą, że tak tanio, to może
przyjadą..
- My już ogłaszali, kartki na dworcu wieszali, tych z Cetniewa prosili,
żeby i nam kogoś podesłali... i nic.
- To może taksówkarzy, tak jak kiedyś ludzie robili - przypomniałam
sobie naszą pierwszą podróż - nas też przywiózł tutaj jakiś przekupiony taksówkarz.
- On nie był przekupiony, tylko siostrzeniec Andrzejewskiej, to komu miał
przywozić jak nie ciotce! Oj co to będzie, co będzie. A jeszcze zobacz
pani, żeby my jak te Górale cały rok sezon mieli, ale gdzie tam, my tylko
te dwa miesiące, a na początku lipca to jeszcze u nas pusto, a pod koniec
sierpnia, to też wszyscy do szkoły i po sezonie...
- Chce pani, to ja przyjadę zimą, wtedy to się dopiero będą pani kłaniać.
I takie sobie toczyłyśmy rozmowy przy porannej kawie, bo Pani Sz.
odwdzięczała mi się za przyjazd, jak tylko mogła. Niewiele jednak z nich
wynikało, jak było pusto, tak było. Nawet mnie, która zawsze lubiłam
spokój ta cisza zaczynała doskwierać. Już lepsze były te wiszące w
oknach dzieciaki , przynajmniej coś się działo...
( cdn. J@anna) |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 13:36, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Jak powiedziałam, tak zrobilam. Przyjechałam następnego roku zimą, a
potem powtarzałam ten numer przez parę kolejnych zim. Przyjeżdżałam
też latem, albo późną wiosną. O pokój nie musiałam się martwić,
wystarczyło zadzwonić...
No właśnie, na Stolarskiej założyli telefony. Przedtem miała
tylko Ola, ale odkąd wyprowadziła się na Nadmorską, to chyba nigdzie nie
było. Ludzie złożyli wnioski jakieś dwadzieścia lat wcześniej i co roku pisali
uprzejme ponaglenia. Odpowiedzi były dwojakiego rodzaju: "nie mamy
wolnych numerów" oraz "nie mamy linii na państwa terenie" . Odpowiedź
nr 1 dostawali mieszkańcy po stronie nieparzystej, odpowiedź nr 2 - po
stronie parzystej, a w następnym roku była zmiana. Aż tu nagle hurtem
dostała cała ulica. To dopiero była radocha! Sąsiadki otwierały drzwi
wejściowe i stojąc w przedpokoju (a jak kto był sprytny i wyprosił u
monterów dłuższy kabel, to i w sionce) rozmawiały ze sobą (odległość
między nimi wynosiła nie więcej niż 10 m). Co do wczasowiczów, to interes
też powoli się rozkręcał. Tabliczki z napisem WOLNE POKOJE wiszące na
początku lipca na każdym domu już w połowie miesiąca znikały, albo je
zasłaniano i powracały dopiero w ostatnich dniach sierpnia. Najbardziej
Bóg "pobłogosławił" Kaszubom w pamiętnym 1997 -ym, kiedy to całą
centralną i południową Polskę zaległy geste, deszczowe chmury, króre
spowodowały powódź, a gorące i suche powietrze znad równika
wędrowało sobie jakoś tak, bokiem, przez Ukrainę, Białoruś i Litwę aż do
Finlandii i Szwecji, a potem leciutku ostudzone (tak, żeby dało się żyć)
spływało na Wybrzeże i Mazury. No, Górale, co to zawsze mieli lepiej,
tego roku z pewnością nie zarobili. Cała Polska ruszyła na Północ.
Apogeum nastąpiło tuż przed 15-tym sierpnia czyli jak zwykle długim
weekendem. Wczasowicze kończący pobyt postanowili na weekend
pozostać, a rozpoczynający uparli się, żeby przyjechać wcześniej, bo co tu
robić w domu, kiedy ciągle pada.
Za to mieszkańcy Stolarskiej robili co mogli, aby nie doszło do bitwy
między turnusami. Ograniczyli swoją przestrzeń życiową do jednego
pokoju, pozwolili nocować w garażach oraz rozbijać namioty na
podwórku., obdzwaniali rodzinę i szukali noclegów w pobliskich wsiach.
Kiedy wreszcie sytucja została opanowana urządzono na Łąkowej wielkie
ognisko pojednawcze, a pobliski sklep wykonał dodatkowy kurs do
hurtowni napojów i na tę jedną noc stał się sklepem całodobowym.
Takiej balangi to nawet w epoce Górników nie było...
Jeszcze przed "błogosławionym rokiem 97" Stolarska przeżyła tzw.
"kanalizę", ale o tym już w poniedziałek...
( J@anna)
Ostatnio zmieniony przez J@anna dnia Czw 13:15, 26 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Pią 18:09, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
czekamy |
|
Powrót do góry |
|
|
Mela Karawanowy Aniołek :)
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3576 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:12, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Tak, tak czekamy |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 8:25, 04 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
„KANALIZA”
Rok 1993 był w moim życiu rokiem wiertarek, młotów pneumatycznych,
świdrów wraz z odgłosami towarzyszącymi pracy tych narzędzi. W moim
bloku wymieniano rury, pod blokiem szyny tramwajowe, a w pracy
instalacje elektryczne. Kiedy jedna ekipa kończyła, zaczynała druga.
Właściwie huki, zgrzyty i walenia towarzyszyły mi przez całą dobę i nie
miałam dokąd przed nimi uciec.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. We Władysławowie będzie spokój, cisza,
a jak wrócimy, to i remonty się skończą – pocieszała mnie moja
przyjaciółka Elka.
Wytrzymałam. Na początku sierpnia ruszyliśmy nad morze. Młoty
pneumatyczne usłyszałam już na Średniej.
- Gdzie to tak warczy? Czy to aby nie na Stolarskiej?
- Nie, na pewno nie, jesteś przewrażliwiona...
Nie miała racji. Stolarska przypominała jedno wielkie wykopalisko. Nie
dało się na nią wjechać, bo stały tak jakieś ciężarówki. Zaparkowaliśmy
pod Naszym Sklepem i poszliśmy piechotą.
- O już jesteście! – ucieszyła się Pani Sz. Widzicie, kanalizę nam robią.
Już szamba nie trzeba będzie wywozić, ale wchodźcie, wchodźcie, wy
pewnie zmęczeni...
- A ile czasu będą robić?
- No, na Piwnej to 2 miesiące robili, a u nas to w zeszłym tygodniu
zaczęli...
- A od której zaczynają?
- No, od 6 –tej, tak do 9 –tej wieczorem, bo potem to się już ciemno
robi. Na dwie zmiany pracują...
- Tylko się nie denerwuj! – zasyczała mi do ucha moja przyjaciółka. W
domu przecież nie będziemy siedzieć, a plaży chyba nie remontują...
Tym razem także nie miała racji, ale o tym to już kiedy indziej.
Pozostańmy na Stolarskiej.
- Kurwa! Trzymaj te rurę, jak ci mówię. Co śniadania nie jadłeś, że się
tak opierdalasz? – takie i podobne teksty budziły nas każdego ranka. W
końcu Bogdan, mąż Elki nie wytrzymał.
- Panowie, tu dzieci mieszkają, może nie używajcie tych słów... –
Fachowcy znieruchomieli na chwilę.
- Małe dzieci? - Spytał niepewnie jeden z nich?
- No, dość małe... – zaczął Bogdan, ale nagle w oknie pojawiła się
Dominika.
- Tatusiu – powiedziała radośnie – Ja znam te wszystkie słowa, może
pan mówić, mnie to nie przeszkadza...
- O kurwa! Zobacz, jakie to teraz dzieci mądre są! – zachwycił się
fachowiec.
Nie pozostało nam nic innego, jak ich polubić. Trzeba jednak przyznać, że
pracowali ciężko i rzetelnie, wzmacniani kawą i ciastem w każdym domu,
bo każdy chciał, żeby właśnie koło niego zrobili najszybciej i najlepiej.
Kanalizacja zmieniła życie ulicy. Już można było spokojnie namydlić głowę
bez obaw, że za chwilę rozlegnie się krzyk:
Pani zakręci ten kran, bo szambo wywala! Ale przyniosła też
spustoszenia. Wycięto część pięknych jarzębin, którymi była wysadzona.
- To może teraz i asfalt położą – marzyli mieszkańcy. Tyle lat już
obiecują i nic...
Na asfalt jednak trzeba było trochę poczekać, tak ponad 10 lat. W tym
czasie Nasz Sklep zmniejszył znacznie swoją powierzchnię (część lokalu
odgrodzono i założono hurtownię), ale zwiększył asortyment (dodano dział
alkoholowy) i wydłużył (bardzo zdecydowanie godziny pracy). Zmiany
można było też zauważyć na większości podwórek i ogródków. One
również malały, za to przybywało dobudówek, nowych domów dla dzieci,
które już zdążyły dorosnąć i wczasowiczów oraz altanek. Kurniki i chlewiki
przedtem obecne w każdym domu, teraz zostały zrównane z ziemią, a na
ich miejscu powstały garaże. Jeszcze więcej działo się wewnątrz. Stare
papierowe tapety zdzierano, a ściany oklejano nowymi, chropowatymi,
najlepiej takimi ze złotkiem lub sreberkiem, które iskrzyły, kiedy padały
na nie promienie słońca. Ale i te się przeżyły, więc zdarto je, wygładzono
gipsem ściany i pomalowano na „zielony groszek” albo „mak polny”, albo
„dojrzałą cytrynę” albo wręcz przeciwnie – na „niedojrzałą limonkę”. Okna
drewniane? Nie ma już okien drewnianych, Są szczelne plastiki, niektóre
nawet z szybami „anti-solei”. Białe, krzywe kafelki formatu 15x15 już
dawno potłuczone i wyniesione na ulicę zapełniają koleiny i większe dziury,
a na ich miejsce te ogromne, jak największe, najlepiej „w turkusie” albo
„w różu”, albo morelowe i szlaczki i piękna terrakota pod kolor i nowe
dywany i meble. I nawet ze ścian poznikały obrazki od Pierwszej Komunii i
widoczki górskie albo „Chińskie kobiety przy zbiorze herbaty”, na których
to obrazkach od tyłu zaznaczaliśmy co roku podpisem swoją obecność (to
był wymysł kolonii, ale przejęliśmy go i postanowiliśmy kontynuować).
To samo dotyczyło ogródków.
Większość olbrzymich rozłożystych krzaków hortensji w kolorze farbki do
bielizny, które od początku wzbudzały mój szczery zachwyt zastąpiona
została modnymi iglakami i starannie przyciętymi drzewkami, a zamiast
pachnącego groszku są clematisy, bluszcze i pnące róże.
- Jak pani wytnie tę hortensję, to więcej do pani nie przyjadę – straszę
co rok Panią Sz., która nie chce być gorsza od sąsiadów. Nie wiem, czy
mi ulega, czy też jej żal pięknej rośliny, ale hortensja nadal rośnie i
odwdzięcza się za uratowanie życia tak pięknie, że wczasowicze, którzy
maja gdzieś tam w Polsce swoje ogródki ciągle proszą o sadzonki.
Hitem ostatnich lat są na Stolarskiej oczka wodne i sztuczne wodospady. A
tam już jest tak, że jak ktoś coś zrobi, to inni idą jego śladem, słychać
więc szmer spływającej po kamieniach wody, rybki dookoła pływają i tylko
nikt już nie sieje maciejki, której zapach wypełniał kiedyś całą uliczkę i
można było wieczorem przystawać przy każdym płocie i wdychać tę
cudowną wakacyjną słodycz.
Za te przemiany „odpowiedzialni” są nie tylko mieszkańcy, ale także
wczasowicze. Przybywa ich z każdym rokiem, bo kwatery prywatne coraz
bardziej się reklamują. W gazetach, w internecie... Wczasowicze dzwonią
albo podjeżdżają samochodami i rozpoczynają się negocjacje. To dla nich
niektórzy gospodarze stworzyli regulaminy, kiedy zażądali dokładnego
określenia „praw i obowiązków”, to dzięki nim dowiedzieli się co to jest
doba hotelowa i room service, ale to także z ich powodu co roku
wymieniają zamki w drzwiach, tak na wszelki wypadek. Oprócz
Wczasowiczów na Stolarskiej pojawiają się także Letnicy.
Ci nie muszą wysyłać zaliczek, witani są kawą, a w sklepie mogą usłyszeć:
- Pamiętam, pamiętam! Bułeczki, masmix, twarożek wiejski i sok
pomidorowy...
Do ich „obowiązków” należy opowiedzieć co się u nich działo przez ostatni
rok, wysłuchać, co się działo u gospodarzy i koniecznie zadzwonić po
powrocie, czy szczęśliwie dojechali.
Kiedy 2 lata temu na Stolarskiej położono wreszcie asfalt, a potem
wykostkowano chodniki, ulica zrobiła się bardzo elegancka. Teraz nawet
między parkanami (też w większości nowymi) a chodnikiem sieje się
trawkę i sadzi kwiatki. W tym roku dwa naprzeciwlegle domki – klocki
pomalowano. Jeden na kolor brzoskwini, drugi – banana. Zrobiło się ciepło
i owocowo. W planach są już następne: malina, morela i oliwka.
- Nie pozna pani naszej ulicy, jak pani przyjedzie – powiedziała córka
Pani Sz., kiedy w czerwcu rozmawiałyśmy przez telefon.
- Poznam, poznam! – Jest tylko jedna taka ulica na świecie!!!
( J@anna) |
|
Powrót do góry |
|
|
J@anna Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 1017 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 9:32, 04 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Uff!!! Udało mi się skończyc przed wyjazdem "Ulicę Stolarską". Może to być
koniec opowieści, a może tylko koniec pierwszego rozdziału. Wybór należy do
Was. Jeśli nadal chcecie to czytać, to za 2 tygodnie (po moim powrocie z
Korfu) możemy razem np. iść na plażę! We Władysławowie, oczywiście!!!
Pozdrówka dla Wszystkich moich Czytelników! J@anna
Ostatnio zmieniony przez J@anna dnia Czw 13:16, 26 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Pon 16:42, 04 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Ja wybieram "koniec pierwszego rozdziału"!!!! |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:28, 19 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Oczywiście wybieramy koniec pierwszego rozdziału
I już czekamy na ciąg dalszy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|