|
Forum Karawany Forum turystyczne
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Okul Gość
|
Wysłany: Wto 0:35, 04 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Cześć wszystkim,
We wtorek 11.12.2007 (za tydzień) lecimy z kumplem do Varadero. Tylko tydzień, ale... aż tydzień. W planie Havana ze dwa razy (wypożyczymy samochód) i jeszcze coś do tego. Dzięki za pomysły i kolorowy opis. Doskonałe uzupełnienie przewodnika i ciekawiej.
Zastanawia mnie ta wszędzie pita cola
Pozdrawiam gorąco. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kate Specjalistka od kuchni tureckiej
Dołączył: 09 Lut 2006 Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 8:09, 04 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Matko!!! 7 tysięcy? Ja mam problem z wybraniem z 500-600 żeby wyszło 200 a z 7.000 to chyba bym nie wybrała. Za to pewnie mialas super znizke przy wywoływaniu
Miłego dnia! |
|
Powrót do góry |
|
|
żmijka Gość
|
Wysłany: Wto 10:25, 04 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
uuu nic nie przybylo....czsu coraz mniej...Nuska obawiam sie ze do konca roku nie zdazysz
Okul...ale Wam zazdroszcze !! wezcie nas plisssssss ...jeszcze tyle nie widzialysmy |
|
Powrót do góry |
|
|
momita Gość
|
Wysłany: Wto 15:14, 04 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Nuska........ale Ty masz tempo.........trzymasz w napieciu jak Agata Ch.
Fajnie sie czyta....a zdjecia.........capoiera......super.....i Graciellla.....no,no |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:21, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Okul - Żmijka dobrze mówi Weźcie nas ze sobą . Oprowadzimy po fajnych miejscach. A oprócz Hawany nie przegapcie wycieczki do Guamy.
Jutro o niej napiszę.
Żmijka - nie kracz już tylko 3 dni do opisania mi zostały a właściwie jeden dzień i dwa razy po pół dnia, więc do końca roku powinnam zdążyć
Momi - aż wstyd się przyznać z czego to tempo wynika, więc .... ciiii..... |
|
Powrót do góry |
|
|
Okul Gość
|
Wysłany: Śro 12:56, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny chętnie byśmy Was wzięli z nami Załatwiajcie szybciutko bilety i 11 grudnia o 10:50 z Berlina Tegel lecimy
Nuska - jak dasz radę opisać wycieczkę do Guamy do poniedziałku to będzie git.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
kulejaca żmijka Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 773 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:24, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Okul jeśli bedziecie w Hawanie na wlasna reke to koniecznie wezcie starą taksówke cadillaca i zażyczcie sobie kurs dookoła Hawany my utargowaliśmy 20$ za samochod nie wiem czy duzo czy malo ale warto
a co do Guamy ... Nuska ma racje ! koniecznie tam jedzcie i nie ma to tamto...a jakby Nuska nie zdazyla do Waszego odlotu to tu macie przedsmak tej wycieczki [link widoczny dla zalogowanych]
11 grudnia...i na 2 tyg? ciekawe beda opowiesci po powrocie bo na Kubie swiat raczej nie odchodzi sie )
pekne z zazdrosci |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:08, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Okul - Guana będzie jutro .... no może pojutrze, jak Czytelnicy zgodzą się na wydłużenie czwatkowej doby do 36 godzin |
|
Powrót do góry |
|
|
Okul Gość
|
Wysłany: Czw 0:39, 06 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Żmijka - 2 tygodnie marzenie, nie udało się z kilku powodów, na tydzień jedziemy czyli jakieś 6 prawie pełnych dni na miejscu... No cóż zawsze coś... Albo inaczej - aż tydzień! Po przeczytaniu Waszych opowieści nie mam wątpliwości, że to co zobaczę przez te kilka dni będzie moją przygodą życia
A co się stało, że kulawaś?
Nuska - dzięki serdeczne, żyjesz pod presją (co prawda przyjemną) od kilku miesięcy, terminy Cię gonią oj oj, ale (nie napiszę nic nowego) niesamowicie się Ciebie czyta. Coś mi się wydaje, że takiego poweru do zwiedzania nigdy nie będę miał - pozazdrościć No ale nie ukrywam, że jest to też wyjazd All Inclusive w ciepłe miejsce zimą + mojitos, które uwielbiam + cygaros. Pierwszy raz w życiu zimą, więc cieszę się podwójnie.
Do Was - jesteśmy tylko 6 dni na miejscu - hotel w Varadero. Chcemy na pewno ze 2 razy być w Hawanie, polecacie Guamę, jeszcze jedno miejsce w pobliżu - coby czasu na przejazd za bardzo nie tracić jakie byście polecili?
Pozdrawiam za każdym razem goręcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Okul Gość
|
Wysłany: Czw 0:42, 06 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
I może w samym Varadero - jest gdzie pójść? Kubańskiego życia raczej się tam nie doświadczy, ale może...
I autobus do Hawany - jak często kursuje? I powrót? Planujemy co prawda autko wynająć, ale różnie może być... |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:54, 06 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Jestem Mam nadzieję, że liczy się godzina rozpoczęcia pisania, bo tylko wtedy mam szansę na dotrzymanie terminu kolejnego odcinaka
Tak więc nie przedłużam tylko zaczynam opowieści.
Okul - na pytania odpowiem po odcinku. Ok bo teraz czas mnie goni |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 0:17, 07 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
c.d.
No i wreszcie to jutro nastało Rozpoczął się dzień na który czekaliśmy od pierwszych chwil pobytu na Kubie. Nic więc dziwnego, że nie chcąc stracić choćby sekundy, skoro świt biegniemy na śniadanie, wszak zaraz przyjedzie po nas limuzyna
Ale…. ale….. nie tak szybkoz tą limuzyną...... dopiero po tym jak odbiliśmy się od zamkniętych jeszcze drzwi restauracji przypominamy sobie, że jesteśmy na Kubie, a tu przecież czas dla każdego biegnie inaczej .
Całe szczęście, że nie jesteśmy jedynymi „odbitymi”, więc szanse na to, że zaraz otworzą są całkiem spore. Po chwili tak właśnie się dzieje.
Śniadanie pochłaniamy w błyskawicznym tempie i meldujemy się na recepcji. A tu niespodzianka – nikt na nas nie czeka Czekamy więc my.
Wreszcie po 20 minutach pod hotel podjeżdża busik. My oczywiście ani drgniemy – przecież Lady Gadziny czekają na limuzynę Dopiero wyczytanie naszych nazwisk sprowadza nas na ziemię – limuzyny nie będzie …. buuuu…..
Ale to jeszcze nic
Po wejściu do busa okazuje się, że jest tam już 9 osób, a nasz przewodnik zaczyna mówić po ……… niemiecku Wygląda więc na to, że na Kubie skazani jesteśmy na niemiecki
Na szczęście już po chwili okazuje się, że nasz przewodnik Jose Antonio świetnie mówi też po angielsku i w przeciwieństwie do Lupy w obydwu językach mówi dokładnie to samo, nie stosując żadnych skrótów, uff….. Do tego jest bardzo dowcipny i gadatliwy.
Jeszcze zanim opuścimy Varadero Jose pokazuje nam dom, który kiedyś należał do Al’a Capone, a w którym obecnie mieści się restauracja.
Oczywiście nie są to jedyne fotki, jakie zrobiliśmy w drodze na półwysep Zapata
No bo jak tu nie sfotografować pomnika kraba
czy takiego malowniczego kościółka i twierdzy
że o koszeniu trawy maczetami nie wspomnę.
Przez całą naszą objazdówkę „polowałam” z aparatem na takie właśnie zdjęcie, ale jak ja aparat miałam w ręku, to koszących maczetami nie było, za to jak oni byli to aparat był głęboko schowany. Aż wreszcie się udało
A trzeba wam wiedzieć, że na Kubie wszystkie pobocza są równiusieńko przystrzyżone i nie robią tego żadne kosiarki czy maszyny, tylko właśnie tacy robotnicy posługujący się maczetami.
Przy okazji i trzcina cukrowa załapała się na fotkę
Nawet cmentarz wzbudził moją ciekawość.
Aż wreszcie dojechaliśmy do Península de Zapata – rezerwatu mokradeł, które niegdyś były schronieniem dla rdzennej ludności. Już po pierwszych spojrzeniach przez okno busika wiemy, że bardzo nam się tu będzie podobało.
Busik zatrzymuje się przy tej oto przystani. Za chwilę wypłyniemy z niej w siną dal……..
o właśnie – już odpływamy
Podróż łodzią zapiera nam dech w piersiach. I to wcale nie dlatego, że mkniemy z zawrotną szybkością, ale z powodu widoków jakie nas otaczają. Płyniemy bowiem wąskim kanałem, którego brzegi porasta bujna roślinność. Te widoki kojarzą nam się z Amazonką i sprawiają, że chcemy aby ta podróż trwała i trwała……
W pewnym momencie nasza łódka wypływa na szeroki wody i przystaje. Okazuje się, że właśnie wpłynęliśmy do największego naturalnego jeziora na Kubie – Laguna de Tesoro, czyli Jeziora Skarbów.
Swoją nazwę jezioro zawdzięcza legendzie, według której miejscowi Tainowie woleli wrzucić swoje kosztowności i skarby do wody niż oddać je Hiszpanom.
Po chwili ruszamy dalej, a po następnej naszym oczom ukazują się pierwsze, kryte trzciną dachy chatek (bohío) wioski Guamá.
Szczęśliwcy już tam są
Jesteśmy też i my I w oczekiwaniu na miejscową przewodniczę robimy pierwsze rozeznanie terenu.
I wreszcie jest Oto nasza przewodniczka po wiosce Tainów
Dopiero teraz możemy rozpocząć prawdziwe zwiedzanie.
W całej wiosce ustawione są naturalnej wielkości figury Tainów przedstawiające ich w sytuacjach życia codziennego: pracujących i odpoczywających.
Na mnie największe wrażenie zrobiła ta figura. Jak myślicie, co ona przedstawia
Ten, kto pomyślał, że to prezentacja sposobu, w jaki Tainowie polowali na dzikie kaczki i inne wodne ptactwo - miał rację.
Indianie bowiem, chcąc zapolować na kaczkę zanurzali się w wodzie wystawiając z niej tylko rękę. I leżeli tak, tak długo, aż na ich ręku nie usiadła kaczka. Dopiero wówczas szybko ją chwytali i mogli cieszyć się z udanego polowania. W zbliżeniu dobrze widać ten moment sukcesu.
Z każdym krokiem Guamá podoba nam się bardziej. I nawet świadomość, że cała wiosko to tyko replika nie psuje nam wrażenia. Może dlatego, że wszystkie chaty, mosty i pomosty zbudowane są zgodnie z miejscowa tradycją z nieheblowanego drewna.
Spacerując po wiosce spotkaliśmy też prawdziwych Indian.
Poddani zostaliśmy też jakiemuś tajemniczemu obrzędowi oczyszczenia, ale sądząc po tym, co jeden z „Tainów” ukrywał w sowim instrumencie muzycznym, oczyszczenie i to takie bardziej prawdziwe oczyszczenie przydałoby się przede wszystkim jemu
Kiedy cała grupa odpoczywała już po męczącym i intensywnym zwiedzaniu wioski , my postanowiliśmy wrócić do szałasów Tainów. Tym razem nie tylko przyjrzeliśmy się im z zewnątrz ale też i wprosiliśmy się do środka
Jak widać właściciel caney nie ma nam tego za złe, bo cierpliwie pozuje nam do zdjęcia. Ma się ten urok osobisty
Wracając do grupy pstrykamy ostatnie fotki w wiosce. Musimy się spieszyć, bo łódki już czekają.
Wracamy prawie tą samą drogą. Jak tylko wypływamy na Jezioro Skarbów „kapitan” pozwala każdemu z nas przez chwilę pokierować motorówką. Ale frajda Zanim opuścimy tajemnicze wody jeziora pada jeszcze jedna propozycja. Za niewielką dobrowolną opłatą możemy wrócić do przystani naturalnym kanałem. Oczywiście propozycję przyjmujemy z entuzjazem. I dopiero teraz tracimy dech w piersiach. Widoki jak z bajki….
Każdy pokonany zakręt odkrywał przed nami kolejne cuda natury. Na przykład taką oto „łąkę” lilii wodnych. Istna bajka. I tak jak w bajce każda z pań została obdarzona przez „kapitana” kwiatkiem. To było bardzo miłe, ale gdzie mu tam do ……. Tolibowskiego
Później okazało się także, że nie tylko nasz łódkowy był taki hojny. Aż dziw, że tam jeszcze w ogóle jakieś kwiecie unosi się na powierzchni
Kolejne pokonywane zakręty to kolejne odkrycia.
…. np. bardzo blisko podpłynęliśmy do kopca termitów
…. i już nie tak blisko, żeby nie przeszkadzać, do „mother in nest"
Zresztą sam kanał jest tak piękny, że nie możemy się napatrzeć.
Niestety, nasza podróż dobiega końca.
Te fotki robione są już z brzegu przystani.
Kolejny punkt naszego dzisiejszego programu to wizyta na farmie krokodyli.
W drodze na farmę, która znajduje się tuż obok przystani, nie przestajemy podziwiać przyrody.
Aż wreszcie jest Wejście na farmę. Chyb nikt nie ma wątpliwości, kto za tą bramą rządzi
Gadziny górą
Zanim spotkamy się ze starszyzną rod, witamy się z najmłodszym członkiem rodzinki, który już od pierwszych dni życia zajmuje się modelingiem
Choć jest jeszcze całkiem mały to i tak budzi w nas respekt. Widzicie tą nieśmiało wyciągniętą rękę Ale ta, to jeszcze nie moja ..... ja jeszcze poczekam i poobserwuję
Z pewną dozą nieśmiałości i ja zbliżam się wreszcie do kuzynka Wraz z upływem czasu nieśmiałość mija, aż wreszcie ląduje on w moich objęciach Ale w to, to musicie uwierzyć mi na słowo, bo z radości mam taką minę, że fotka nie nadaje się ona do publikacji
Dla uwiarygodnienia swoich słów zdradzę wam, że brzuszek takiego maluszka jest miły i ciepły w dotyku.
Idziemy spotkać się z resztą kuzynostwa.
Hmmmm......... ciekawe, czy to dla ich czy dla naszego bezpieczeństwa oddzielono nas siatką
Dzień jest bardzo ciepły. Pewnie dlatego i ciotki i wujkowie leniwie wylegują się na brzegu. Chwile ożywienia wśród gromadki wywołują spore kraby, które pracownik farmy wrzucał przez ogrodzenie.
Jednak tak szybko jak kraby ginęły w krokodylich pyskach tak szybko stadko ponownie zapadało w senne lenistwo.
A my A my chwilami zastanawiamy się, czy patrzymy na żywe stworzenia czy kamienne rzeźby .
Upał i nam daje się we znaki i przyznam się, że z dziką zazdrością obserwujemy takie oto scenki.
Na szczęście tuż po lunchu i my możemy odpocząć na Playa Larga w znanej z historii Zatoce Świń.
Ach te Karaiby.......
Biały piasek jest tak ciepły, że trudno po nim chodzić. Woda w Morzu Karaibskim jest niewiele chłodniejsza, ale mimo tych „niedogodności” jest po prostu bosko
W drodze powrotnej do Varadero zatrzymujemy się w Finca Fiesta Campensina – takim skrzyżowaniu gospodarstwa agroturystycznego z ogrodem botanicznym i mini zoo.
Wszystkie pokazywane tu zwierzęta jak i rośliny występują i rosną „dziko” na półwyspie.
No dość gadania – zapraszam na spacer
Fauna już była – teraz czas na florę
Oczywiście specjalne miejsce w albumie mają fotki kaktusów
Ruszamy dalej. Za oknem migają nam plantacje cytrusów pełne drzewek pomarańczowych i coraz gęściejsze i ciemniejsze chmury.
Ostatnim punktem programu naszej wycieczki jest wizyta w mieście Cárdenas, zwanym też Miastem Flagi, bowiem tu po raz pierwszy w historii, w 1850 roku, wciągnięto na maszt kubańską flagę.
Ale Cárdenas słynie też z jednego z najstarszych na wyspie muzeum – Museo Oscar María de Rojas. Muzeum otwarto w 1900 roku, a my właśnie do niego zmierzamy.
Zanim wejdziemy do środka rozglądamy się dookoła. Parque José Atonio Echevarría, przy którym siedzibę ma muzeum wygląda całkiem sympatycznie.
Nasza trójka robi też zrzutkę na wykupienie foto-biletu za całe 5 CUC-ów. I teraz, jako jedyni z całej grupy możemy pstrykać do woli.
Oj, to „do woli” wypowiedziane zostało chyba w złą godzinę. Bo wraz z biletem (z pieczęcią i odręcznym podpisem ) Żmijka (nasz delegat do fotografowania) dostała też anioła stróża w postaci bardzo nadgorliwej babci Kobieta tak się przejęła tym, że ktoś w ogóle chce w „jej” muzeum robić zdjęcia, że nie odstępowała Żmijki nawet na krok i wskazywała jej eksponat po eksponacie, przechodząc do następnego dopiero jak usłyszała, że fotka została zrobiona.
Próbujemy ratować Żmijkę, ale babcia jest czujna jak czekista
Efekt jest taki, że po wyjściu z muzeum, mimo wykasowania większości fotek pstrykniętych w ostatniej godzinie i tak dysponujemy niezliczoną ich ilością.
I co I teraz oczywiście was nimi uraczę A co se bede żałować
Zaczniemy od historii współczesnej
przejdziemy do prehistorii
nie ominiemy też bogatej kolekcji motyli i nie tylko
a zakończymy w kąciku rytualno-religijnym
Spacerując po muzeum nawet nie zauważamy, że na zewnątrz zaczął padać deszcz. Choć ta ogromna kałuża w jednym z pomieszczeń (starannie omijana przez wszystkich pracowników ) powinna dać nam do myślenia
Krótki ale intensywny deszcz zamienił uliczki Cárdenas w potoki, ale jak widać niektórzy mają z tego dużo radości.
Gdy odjeżdżamy, przed wejście do muzeum wyszła połowa jego załogi, w tym także nasza nadgorliwa babcia (to ta pani w kremowej bluzce i brązowej krawatce).
Do hotelu wracamy akurat aby zdążyć na kolejny, przepiękny zachód słońca.
I znowu nie mogę się powstrzymać, aby trochę nie popstykać ........ sorki
Jak tylko słońce zaszło znowu zaczęło padać. Tak więc cały dzisiejszy wieczór spędzamy w hotelu – testując umiejętności nowego barmana.
Barman zdał egzamin na piątkę. Już dziś wiemy, że tylko on zrobi nam TE drinki pojutrze. Ale o tym będzie ciut później, tak więc.....
c.d.n.
Ostatnio zmieniony przez Nuska dnia Pią 22:20, 07 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 0:28, 07 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Okul - my z Varadero do Hawany wyjechałyśmy autobusem w okolicach południa, ale z tego co pamiętam był też wcześniejszy autobus.
Powrót natomiast zaplanowany mieliśmy coś około 14-ej ale jak juz doczytałeś pofarciło się nam i nie musieliśmy telepać się na dworzec.
Rezydenta w Hawanie powiedziała nam, ze na Kubie autobusy turystyczne mają zakas "pustych" kursów, dlatego rozejrzyjcie się w swoim hotelu, czy jakiś taki autobus nie startuje do Hawany. Na pewno was zabierze.
Cena biletu do Hawany to 10 CUC. |
|
Powrót do góry |
|
|
Grażka Nowy na forum Karawany
Dołączył: 10 Mar 2006 Posty: 50 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:24, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Czekałam, czekałam i się doczekałam;-))
Pięknie Nusia:-)
Mi też się tam bardzo podobało, pomimo, że to taka trochę "cepelia")
A na farmie krokodylka na szyi nie odważyłam się położyć;-(( |
|
Powrót do góry |
|
|
Grażka Nowy na forum Karawany
Dołączył: 10 Mar 2006 Posty: 50 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:29, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
"Tam" to miałam na mysli wioskę Tainów i farme krokodylków, w Cardenas nie byliśmy (TUI jednak miał zdecydowanie gorszy program, choc niby ten sam:-( )
Nooo a te drinki to najbardziej mi się podobają) |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Nie 4:36, 09 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Piękny opis a zdjęcia cudne. Warto było czekać na ten odcinek. Teraz poczekam na następny a w międzyczasie ten jeszcze sobie przejżę z kilka albo kilkanaście razy. Brawo Nuska! |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:42, 09 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
dzięki wielkie
a nie mówiłam, że to będzie dłuuuuugi odcinek .... ostrzegałam
Grażko - ja też na szyi krokodylka nie dałam sobie położyć, ale już na ręce to ochoczo go wzięłam. Przecież wypadało zrobić "miśka" z kuzynkiem |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 0:28, 19 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
uuuu...... troszkę Okula wprowadziłam w błąd z tymi autobusami
ale tak to jest, jak się bazuje na własnej pamięci
dziś znalazłam rozpiskę autobusów i tak:
z Varadero do Hawany autobusy odchodzą o godz. 8.00, 11.25 i 18.00
z Hawany do Varadero zaś o godz. 8.00, 12.00 i 18.00
cenę podałam prawidłową - bilet w jedną stronę to 10 CUC |
|
Powrót do góry |
|
|
Nuska Stały Bywalec Karawany
Dołączył: 08 Lut 2006 Posty: 3572 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 1:12, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
c.d.
Dzisiejszy dzień to dzień zakupów. Trzeba w końcu dokupić brakujące prezenty. A sporo ich brakuje, bo tu na Kubie z prezentami dzieje się coś dziwnego.... prawie wszystko co już kupiliśmy postanawiamy zatrzymać sobie No ale czego innego można się spodziewać po Gadzinach
Na szczęście pomysłów na brakujące prezenty nam nie brakuje... ufff....
Po śniadaniu ruszamy więc w miasto. Hmmm.... Varadero jak zawsze zatłoczone i tętniące życiem. Zresztą sami zobaczcie
No ale zanim kupimy prezenty musimy odnaleźć bazarek. Zgodnie z przewodnikiem powinien znajdować się na wysokości Parku Centralnego. Idziemy więc w tym kierunku.
Idziemy i idziemy a bazarku jak nie było tak nie ma
No to może jeszcze jedną przecznicę przejdziemy I jeszcze jedną.... nagle po naszej lewej stronie ukazuje się spory .... plac budowy.
Dochodzimy więc do wniosku, że na Kubie tak jak i w Polsce bazarek przegrał walkę z kolejnym, drogim hotelem. Czy nasz wniosek jest słuszny okaże się już dziś po południu, na razie jednak decydujemy się zrobić w tył zwrot, a zakupy zrobić na bazarku wypatrzonym wczoraj z autokaru.
No ale żeby tam dotrzeć musimy nie tylko dojść do naszego hotelu, ale go minąć i pójść jeszcze kawałek w przeciwną stronę. A słonko już całkiem nieźle przypieka. Żeby więc umilić sobie ten extra spacerek rozglądamy się za kolejnymi chatkami, które przedstawimy Maniemu do zakupu dla nas.
Oto nasza faworytka
ale równie dobrze może być to ta chatka
zresztą na Kubie to i taką chatkę przyjmiemy. Gadziny przecież nic a nic nie są wymagające
Zanim dotrzemy do hotelu dogadujemy też wynajęcie na popołudnie rowerów. Co prawda marzyły nam się skutery, ale nie zabraliśmy ze sobą praw jazdy
Nic to i rowerami damy radę zwiedzić Varadero
Mijając nasz hotel nie możemy odmówić sobie wstąpienia na szklaneczkę ..... coli
W takich okolicznościach przyrody cola smakuje wyśmienicie
No, ale zakupy wzywają. Ruszamy więc dalej.
Tuż przed bazarkiem na nasz widok z piskiem opon hamuje skuter. Patrzymy, a to Falbaniaści z naszej grupy. Ścieszyli się na nasz widok jakbyśmy byli ich najlepszymi przyjaciółmi.
Oczywiście kurtuazyjna pogawędka spadła na mnie, a była dość ciekawa, bo oni mówili po niemiecku a ja po angielsku z czego ja coś niecoś kumałam a oni ni hu hu
Ale to nie było ostatnie tego dnia polsko-niemieckie spotkanie, bo już na bazarku spotkaliśmy Nieśmiałego Zająca i Sokole Oko. Teraz rozmowa była już łatwiejsza, bo Nieśmiały Zając mówił po angielsku i „robił” za tłumacza Sokolego Oka.
Zostaliśmy przez chłopaków zaproszeni na spotkanie naszej grupy w niedzielny wieczór. Niestety, w tym czasie my będziemy już bujać w obłokach.
No, ale nie na pogawędki tu przyszliśmy więc po chwili zagłębiamy się w bazarowe alejki.
Sam bazarek jest raczej mały, ale jak widać wizyta na nim była bardzo owocna. Udało nam się też dokupić brakujące prezenty, a nawet o jeden więcej, ale ten do jutra zostanie tajemnicą poliszynela
Najwięcej czasu zajęło nam wybranie prezentu dla M@rio-lka. Każdy miał inną koncepcję prezentu, ale jak trafiliśmy na jedno ze stoisk decyzja zapadła jednomyślna.
Ciekawe czy M@rio-lek odszukał dedykację, która powstaje na naszych (i waszych) oczach
Po owocnych zakupach wracamy do hotelu, a już po chwili jesteśmy na plaży. Oj, jaka szkoda, że to już tylko wspomnienia.....
Plażowanie kończymy przed 16-ą bowiem na tą właśnie godzinę zamówione mamy rowery. Oczywiście naiwnie myślimy, że o tej porze to już gorąco nie będzie. Oj, nasza naiwności.....
Oczywiście, bardzo szybko okazuje się, że gdbyśmy rano przeszli jeszcze 2 przecznice dalej doszlibyśmy do bazarku, którego tak szukaliśmy, ale cóż .... mądry Polak po szkodzie a może raczej upominki stąd nie były nam pisane
Ale nie ma nad czym się zastanawiać, tylko dalej pedałować i podziwiać okolice do których wcześniej nie dotarliśmy.
W sumie jedzie nam się dobrze, z wyjątkiem licznych, małych wzniesień, które z trudem pokonujemy. Przy jednym z nich robimy sobie krótki postój. Oczywiście pretekstem do chwili odpoczynku jest nieoczekiwany widok.
Kolejny postój wymusił (dzięki Bogu) na nas koniec drogi. Ot tak po prostu kończy się jedna z dwóch biegnących wzdłuż Varadero dróg.
Im bardziej zapuszczamy się w głąb półwyspu tym zabudowa staje się rzadsza a tereny zajmowane przez coraz to okazalsze i droższe hotele bardziej rozległe. Nic więc dziwnego, że nasze kuzynostwo tak licznie zdecydowało się tu osiedlić
Nasze fotki robione były z rowerów. Nieśmiały Zając zaś mieszkając w tych okolicach przez tydzień miał więcej okazji do pstryknięcia pięknych fot. No i oto tego efekty
Niewielka różnica jakości prawda
No ale wracajmy na trasę, czyli na drugą główną drogę Varadero, która prezentuje się tak.
W pewnym momencie zauważam taką oto latarnię.
Na pierwszy rzut oka nie jestem w stanie stwierdzić, czy to żywe stworzenie, czy może taka wymyślna rzeźba. Zatrzymuję więc rower, a także Żmijkę i Helusia i całą trójką wpatrujemy się w latarnię. Trwa to dość długo. A wy jak obstawiacie
Aż wreszcie zagadka rozwiązuje się sama
Gdy dojeżdżamy do pola golfowego okazuje się, że mija nam już półmetek czasu na jaki wypożyczyliśmy rowery, a gdzie tu jeszcze do końca półwyspu No trudno, coś trzeba sobie zostawić na kolejny pobyt na Kubie , a teraz zawracamy.
Zmieniamy nieco trasę, dzięki czemu unikamy tych męczących wzniesień. Jednak teraz całą drogę jedziemy w pełnym słońcu (kto to słyszał żeby o tej porze tak grzało ). Pot leje nam się po plecach. Na szczęście oczy mamy szeroko otwarte, więc tak malownicze widoki nie uchodzą naszej uwadze.
Do naszego „centrum” Varadero dojeżdżamy w miarę szybko.
Dacie wiarę, że te fotki od poprzednich dzieli zaledwie kilkaset metrów i że cały czas jest to, to same miasto
Po dotarciu do hotelu uzupełniamy płyny wypijając po 3 cole i udajemy się na zasłużony odpoczynek.... uff...... .
A po kolacji, na której ucinamy sobie fajną pogawędkę z sympatyczną parą Polaków, idziemy na nasz ostatni spacer brzegiem morza.
Po spacerze to już standard: bar, pogawędka i spanie.
Szkoda, że to już nasze ostatnie zasypianie na Kubie, ale jutrzejszy dzień tak do końca nie będzie smutny, ale o tym będzie jutro, bo ciągle jeszcze ....
c.d.n.
Ostatnio zmieniony przez Nuska dnia Sob 1:21, 29 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
:)) Gość
|
Wysłany: Sob 3:32, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Extra Nuseczko
Świetne fotki. Varadero fajne ale ocean wymiata
PS A wygodne były te rowerki? Bo na zdjęciu widzę że rowerek nie ma siodełka |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|